niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 5 - Nic nie jest niemożliwe, choć są dni, gdy trudno uwierzyć w to


Nienawidził Nowego Jorku. Nienawidził tej przeklętej szkoły i rodziców, przez który musiał to wszystko znosić. Czuł się jak jakiś wyrzutek. Wszyscy uczniowie patrzyli się na niego wilkiem i szeptali sobie do uszu gdy tylko Brad ich mijał. Z pewnością był dla nich swojego rodzaju atrakcją, w końcu pochodził z innego miasta! Już sam fakt, jego przeprowadzki dawał ludziom ogromne pole do popisu. Siedząc na stołówce udawał, że nie słyszy jak ktoś za nim szepce o rzekomych powodach, dla których znalazł się u nich. Sam już nie wiedział czy miał się śmiać czy wściekać, gdy jakaś niepozorna okularnica z aparatem na zębach sepleniła swojej przyjaciółeczce o tym, głoskach, że z poprzedniej szkoły został wyrzucony za dotkliwe pobicie swojego nauczyciela. Paranoja! Bard miał wrażenie, że jest jakąś małpą w cyrku – wystawiony przed wszystkimi mógł tylko biernie przyglądać się wszystkiemu temu co rozgrywało się dookoła niego. Oczywiście mógł się ze wszystkimi kłócić, mógł próbować się tłumaczyć, tylko po co? Nie miał ani na to siły, ani ochoty.
Siedząc na jednej z ławek stojących na szkolnym korytarzu chłopak oparł się wygodniej plecami o ścianę i nasuwając na uszy słuchawki, próbował całkowicie wyłączyć się z rzeczywistości. Muzyka zawsze znajdowała szczególne miejsce w jego życiu – pozwalała mu się wyciszyć, uspokoić i zapomnieć o wszystkich troskach, których ostatnio mu nie brakowało. Najchętniej chciałby stać się niewidzialny, aby nie musieć tylko czuć na sobie tych wszystkich ciekawskich spojrzeń. 
Upadek jakiegoś przedmiotu na jego nogę sprawił, że chłopak momentalnie „ocknął” się ze swoich rozmyślań. Otwierając oczy zobaczył przed sobą barczystego blond mięśniaka, którego wyraz twarzy nasunął Bradowi myśl o niezbyt rozgarniętym orangutanie. Obrzucając go jednym spojrzeniem brunet ponownie oparł się o ścianę.
- Ej, ty! – głos, który wydała z siebie stojąca przed Bradem kupa mięsa zdawał się zupełnie nie pasować do ogólnego wizerunku, lekko piskliwy, jakby jeszcze przed zakończeniem mutacji ton sprawił, że brunet nie mógł powstrzymać delikatnego uśmieszku – Mówię do ciebie!
Zsuwając z uszu słuchawki Bard spojrzał na mięśniaka
- Widocznie nie mówisz nazbyt głośno, bo ja tutaj na dole nic nie usłyszałem. 
- Uważaj na słowa nowy i podnieś mój zeszyt. – szydząc przez zęby blondyn skierował swój wzrok na nogi , pod którymi dopiero teraz Brad zauważył leżący skoroszyt, który wcześniej musiał „spaść” na jego stopy. 
- Powtórz, bo nadal nic nie słyszę. 
- Ponieść mój zeszyt!
Blondyn jeszcze bardziej podniósł głos, co nie mogło zostać pominięte przez bruneta. Wstając z miejsca Brad odważnie naparł swoim ciałem na mięśniaka nic sobie nie robiąc z tego, że ten przewyższał go o ładnych 10 centymetrów i ważył ze 20 kilogramów więcej.
- Jeśli to jest twój zeszyt to go sobie ponieś sam.
- To ty masz mi go podnieść, raz!
- Coś ty powiedział?!  - tors Brada mimowolnie bardziej naparł na blondyna – Odszczekaj to, już!
- Nie kicaj, nowy. Bo połamiesz sobie nóżki.
To był impuls. Wkładając w to całą swoją siłę chłopak popchnął mięśniaka do tyłu, tak, że ten zaskoczony poleciał z impetem na stojące za nim szafki. 
- Ty debilu. – otrząsając się blondyn już kierował się na Brada, jednak w tym samym momencie ktoś wszedł pomiędzy nich
- Uspokój się Rick! – wysoki brunet zmierzył kolegę wzrokiem 
- Widziałeś co on zrobił?! Rzucił się na mnie, sam zaczął!
- Bo go wkurzałeś, głąbie! 
Brad oddychając płytko przyglądał się całej tej sytuacji nie wiedząc jak ma się zachować, dopiero po chwili jego „wybawca” odwrócił się do niego z delikatnym uśmiechem.
- Przepraszam za niego. Rick należy do tych ludzi, którzy trochę wolniej jarzą rzeczywistość. Mam nadzieję, że nie będziesz długo o tym pamiętał. 
- Jasne.  – wciąż lekko zaskoczony Brad sugestywnie poprawił swoją bluzę – Nie ma problemu.
- Jestem Zac. – chłopak wyciągnął w jego stronę dłoń
- Brad. – odwzajemniając gest brunet uważnie obserwował nowego kolegę
- To ty jesteś ten nowy, tak? Ten, którego wywalili z ostatniej szkoły bo pobił nauczyciela?
- Powiedzmy. 
- Jeśli masz ochotę to zapraszam do naszego stolika na stołówce. Poznasz resztę paczki, co Ty na to?
- Jasne, na pewno skorzystam.
Brunet uśmiechnął się lekko w stronę Zaca. Czuł się lepiej niż jeszcze kilkanaście minut temu. Miał nadzieję, że nowa znajomość pozwoli mu jakoś przetrwać te długie miesiące w szkole. Nie liczył na żadną przyjaźń, chciał jedynie przynależeć do jakieś grupy i w końcu nie być „tym nowym”, „odludkiem”. 
- Na pewno skorzystam.

TYMCZASEM
Siedząc przy kuchennym stole David z uśmiechem przyglądał się Monice. Była naprawdę piękną kobietą o delikatnych i subtelnych rysach twarzy, o oczach, w które mógłby się wpatrywać godzinami i ustach tak kuszących i namiętnych, że nie mógł oprzeć się pokusie pocałowania małżonki. Nigdy nie podejrzewał, że po śmierci Dory będzie w stanie pokochać do szaleństwa jakąkolwiek kobietę. Ale właśnie wtedy los zrobił mu ogromnego psikusa i postawił na jego drodze Monice, koleżankę z pracy, która w rekordowym tempie zawładnęła jego sercem i duszą. Brunetka była dla niego oparciem, najlepszą przyjaciółką, wspaniałą kochanką i jego wielką miłością. Patrząc na ich związek z perspektywy czasu David śmiał się sam ze swojego zachowania, kiedy to na samym początku ze strachu przed tym, co pomyśli o nim jego córka, chciał zakończyć ten związek. Na szczęście postanowił zawalczyć o swoje uczucia i teraz był jednym z najszczęśliwszych mężczyzn pod słońcem. 
- Cholera jasna. – ciche przekleństwo Monici wyrwało Davida z toku własnych rozmyślań – Pieprzona patelnia. Oparzyłam się.
Podchodząc do kobiety mężczyzna delikatnie uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył na opuszkach palców delikatny pocałunek.
- Do wesela się zagoi. – zażartował z rozbawieniem spoglądając w przepiękne, duże oczy Monicy
- Zabawne, wiesz? – kobieta lekko prychnęła wyswobadzając swoją dłoń z jego uścisku – Nie mam ochoty na żarty.
- Właśnie widzę. – mężczyzna opierając się plecami o kuchenny blat wyłączył gaz na kuchence poczym przeniósł swoje spojrzenie na żonę – Od tego spotkania z Markiem cały czas jesteś rozdrażniona. Powinnaś troszeczkę się zrelaksować.
- Ciekawa jestem czy ty byłbyś spokojny, gdyby Emilly na własne życzenie chciała zmarnować swoje życie?
- Kochanie, przerabialiśmy to już. – mężczyzna z uśmiechem lekko pokręcił głową – Zapominasz, że Layla jest już prawie dorosła i może sama decydować o swojej przyszłości. 
- Mówisz dokładnie tak samo jak jej ojciec. Jesteś z nim w jakieś cholernej zmowie? – oburzona brunetka w pośpiechu ściąga z siebie fartuszek, którym była przepasana – Uwzięliście się wszyscy na mnie czy jak? 
- Kotku, nikt się na cienie nie uwziął. Znasz doskonale swoją córkę, wiesz, że nawet jeśli zwiąże swoje życie z łyżwiarstwem, to nie zrezygnuje ze szkoły. Nadal będzie dobrą uczennica, jestem tego pewien.
- Nie można uczyć się i jednocześnie rozbijać się po turniejach rozgrywanych w całym kraju. Ja doskonale wiem jak to będzie wyglądać, David. Na początku Layla będzie się uczyć, ale potem będą coraz częstsze treningi, następnie coraz więcej występów, większa rozpoznawalność, a gdzie w tym wszystkim szkoła? Tak to właśnie będzie wyglądać, a po kilku latach kiedy kariera się skończy zostanie bez wykształcenia, bez studiów, bez niczego.
Podchodząc do Monici mężczyzna stanął tuż za nią i delikatnie objął ją w pasie opierając swoją brodę na jej ramieniu.
- Jesteś dla niej za surowa. Twoja córka to naprawdę inteligentna dziewczyna, wie, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko kariera. 
Monica lekko spuszczając głowę westchnęła głośno. Instynktownie „kuląc się” w sobie mocniej naparła na ciało Davida, chcąc znaleźć w jego objęciach poczucie bezpieczeństwa, które zawsze jej zapewniał. Wiedziała, że mąż ma dużo racji, ale strach przed tym, że utraci swoją małą, kochaną Layle paraliżował ją. Dla niej córka zawsze jej uroczą księżniczką, z która razem piekły ciasteczka, bawiły się w dom, a wieczorami opowiadały sobie historię o walecznych rycerzach i pięknych królewnach. Nie chciała, aby okrutny świat sportu i tych wszystkich sportowców – celebrytów wchłonął w swoje szeregi Layle. Oczywiście wszystkim naokoło mówiła, że chodzi jej przede wszystkim o szkołę, ale to nie była do końca prawa.. Bała się, że chęć bycia jeszcze lepszą, popularniejszą i bardziej kasową gwiazdą zniszczy Layle, która stanie się tak samo nieczuła jak te wszystkie pseudo gwiazdeczki pozbawione moralnego kręgosłupa. 
- Nie chce jej stracić, David. – szepce cicho przymrużając powieki i z trudem powstrzymując łzy
Wiedziała, że musi być silna, że nie może się poddać. Chodziło w końcu o jej dziecko, nie mogła tak po prostu zgodzić się na to, żeby na Layla na własne życzenie zniszczyła swoje życie.
- Przecież jej nie stracisz. Wręcz przeciwnie pozwolisz jej rozwinąć skrzydła, spróbować czegoś o czym zawsze marzyła. Czemu nie chcesz jej na to pozwolić?
Gwałtownie odwracając się w stronę mężczyzny kobieta przybrała najbardziej surową minę na jaką mogła się zmusić w obecnej sytuacji.
- Myśl sobie co chcesz, Davidzie, ale ja i tak nie zgodzę się na ten chory pomysł z łyżwiarstwem. Nie i koniec. – wymijając bruneta Monica w pośpiechu wyszła z kuchni
Początkowo mężczyzna chciał za nią pójść, jednak stwierdził, ze jego żona potrzebuję teraz chwili tylko dla siebie, aby to wszystko mogła sobie w spokoju przemyśleć. To wszystko tylko wyglądało tak źle, David był jednak przekonany, że w końcu Monica sama dojdzie do wniosku, że nie powinna pozbawiać córkę marzeń.
- David? – słysząc delikatny, dziewczęcy głos za sobą mężczyzna uśmiechnął się delikatnie pod nosem
- Tak, Laylo? – odwracając się w stronę pasierbicy brunet spojrzał na nią czule – Coś się stało?
- Słyszałam twoją rozmowę z mamą i chciałam ci podziękować, że za mną obstałeś, ale nie musiałeś tego robić. Ja i takzostanę przy swoim i nie spocznę dopóki tego nie osiągnę…

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 4 - Poskładam nasze szepty w jeden ciepły krzyk, by nie uciekły nam by wysuszyły łzy


Layla jak co ranek szykowała się do szkoły. Swoje rude włosy uczesała w wysokiego kucyka. Do torby wrzuciła książkę i zeszyt z algebry, które wczoraj zabrała ze swojej szafki w szkole by odrobić pracę domową. Próbowała nie myśleć o tym, że jutro ma dać ostateczną odpowiedź Jasonowi. W sumie chciała spróbować swoich sił w zawodowstwie. Miała dość pochwał rodziców, trenerów czy przyjaciół. Chciała w końcu poznać opinię kogoś kto się naprawdę na tym zna. Wiedziała, że mama za nic na to się nie zgodzi. Nie chciała robić niczego wbrew jej woli. Kochała ją i wiedziała, że kobieta również ją kocha i chce dla niej jak najlepiej, ale przecież powinna mieć prawo do popełniania własnych błędów. Do tej pory była posłuszna wizji jaką przedstawiała jej rodzicielka. Jednak nadszedł moment, gdzie czuła, że musi się sprzeciwić. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale dzięki temu, że po swojej stronie miała tatę czuła się na siłach by wygrać. 
- Layla, Emily śniadanie! – rudowłosa usłyszała krzyk swojej matki z kuchni. 
- Już idę – powiedziała bardziej do siebie niż do rodzicielki. 
Z biurka zgarnęła czarny zegarek z diamencikami i idąc przez hol założyła go na lewy nadgarstek. Weszła do kuchni i usiadła przy okrągłym stole na swoim stałym miejscu czyli na krześle przy oknie. Po jej prawej stronie siedział David, a po lewej Monica. Mężczyzna czytał gazetę, a Monica nalewała do kubków dziewcząt herbatę. Layla, nasypała do miseczki płatków i zalała je mlekiem. To było jej typowe śniadanie. Starała się dbać o swoją dietę by zbytnio nie przytyć i odpowiednio dbać o swoje ciało i organizm. 
- Layla, chyba musimy porozmawiać – zaczęła Monica. 
- O czym? – spytała dziewczyna. 
- O łyżwiarstwie. Naprawdę uważam, że nie powinnaś pchać się w ten cały świat sportowców. Powinnaś skończyć szkołę, pójść na studia, a łyżwiarstwo może dalej zostać pasją. 
- Monica… - powiedział David. Prosił żonę, by nie zaczynać tego tematu przy śniadaniu, by zostawiła to na wieczór. 
- David nie wtrącaj się – rzekła kobieta do męża. – Layla, po co ci to? – spytała. 
- Chcę w końcu się dowiedzieć czy jestem w tym rzeczywiście dobra jak wszyscy o tym mówią. Chcę się w końcu dowiedzieć tego od kogoś kto naprawdę się na tym zna – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. – Na dodatek z Jasonem bardzo dobrze mi się trenuje. Rozumiemy się. Nie jest łatwe znaleźć kogoś z kim jesteś w stanie wykonywać figury z piątej grupy. Dobrze o tym wiesz. – W tym momencie do kuchni również weszła Emily, która czując gęstą atmosferę bez słowa usiadła przy stole i zajęła się jedzeniem śniadania. Nie chciała się wtrącać. 
- Layla… nie zgadzam się na to – powiedziała Monica. 
- Wiem, ale ja już podjęłam decyzję. Chcę spróbować. Tata powiedział, że pokryje wszelkie koszty. 
- Layla czy ty mnie słuchasz? Twój ojciec robi to tylko po to, by przeciągnąć cię na swoją stronę. W ten sposób chce kupić twoją miłość a ze mnie zrobić wyrodną matkę. A ja chcę dla ciebie jak najlepiej. 
- Nie mów tak o tacie! Zachowujesz się tak jakby to on cię zostawił, a nie ty jego. Dlaczego nie potrafisz zaakceptować moich wyborów, tak jak ja zaakceptowałam to, że chcesz być z Davidem? Nic nie powiedziałam. A ty jak zwykle masz jakiś problem z moimi wyborami. 
- Chce cię uchronić od błędu.
- Pozwól mi je popełniać! Nie będę żyła cały czas tak jak chcesz. Idę do szkoły – powiedziała Layla.
- Jeszcze nie skończyłam. 
- Ale ja tak – Layla, wyszła z mieszkania i zbiegła po schodach.
Emily, patrzyła zdezorientowana na swojego ojca i swoją macochę. Od kilku dni w ich domu nie było innego tematu tylko łyżwiarstwo figurowe Layli. Rozumiała to, ale zaczynało ją to męczyć. Lubiła Monicę. Zastępowała jej matkę. Dzięki niej zaznała matczynej miłości. Chociaż namiastki tego uczucia. Jednak nie rozumiała jej uporu w kwestii sportu Layli. Uważała, że skoro jej przyrodnia siostra chce spróbować czegoś nowego to należy jej na to pozwolić. Na dodatek Ruda naprawdę była dobra w tym co robi. Wkładała w to całe swoje serce. Blondynka czując nerwową atmosferę przy stole szybko zjadła śniadanie i żegnając się z dorosłymi wyszła z mieszkania. Na dole czekał już na nią Zac, z którym przywitała się buziakiem w policzek. Idąc ulicami Nowego Jorku rozmawiali o zajęciach w szkole, o wszystkim. Jednak dla Hiddleston ciągłe przechwałki chłopaka zaczynały być męczące. Z wielką ulgą przyjmowała fakt kiedy to dołączali do nich ich pozostali przyjaciele. 
W szkole Emily rozglądała się za siostrą. Ich szafki znajdowały się w zupełnie innych częściach budynku. Jednak idąc szkolnym korytarzem zauważyła znajome rude włosy. Layla, stała przy swojej szafce i rozmawiała z Jasonem. Coś mu zawzięcie tłumaczyła, a on słuchał jej uważnie. Po chwili jednak jego twarz rozpogodził uśmiech i przytulił mocno do siebie swoją partnerkę. Dosłownie dwa kroki obok pary jakiś wysoki brunet usilnie próbował, otworzyć swoją szafkę, która jak na złość się zacięła. Pod nosem rzucał różne przekleństwa. Blondynka doskonale wiedziała coś na ten temat. Jej również często przytrafiało się coś takiego. Jednak w postawie nowego chłopaka – co do tego Emily nie miała wątpliwości, że był nowy bo nigdy wcześniej go nie widziała, a należała przecież do najpopularniejszej paczki w szkole – było coś co jej zupełnie nie pasowało. Miała wrażenie, że jest to kolejny mięśniak, który chce się przed wszystkimi popisywać. Uniosła tylko do góry swoje niebieskie oczy i westchnęła ciężko. Szczerze zaczynała już wątpić w cały męski ród. 
Stojąc przy szafce Zaca i słuchając jakiejś durnej historyjki opowiadanej przez Jenny, która jak zwykle próbowała zrobić wrażenie na wszystkich chłopaka w paczce obserwowała Nowego. Dalej miotał się z szafką, aż w końcu zdenerwowany uderzył w nią całą siłą co sprawiło, że Layla podskoczyła jak oparzona. Zielone oczy przyrodniej siostry Emily obrzuciły chłopaka chłodnym spojrzeniem i razem Jasonem odmaszerowała w bardziej spokojne miejsce. Użycie siły jednak poskutkowało na martwy i uparty przedmiot, bo ustąpił, a chłopak mógł w spokoju włożyć do niego nowe podręczniki.

niedziela, 15 stycznia 2017

Rozdział 3 - Jeszcze raz spotkać ciebie, jeszcze raz tonąć w niebie


- Brad! Ścisz tę muzykę do cholery!
Krzyk jego matki, chociaż bardzo donośny, ledwo, co dobiegł do jego uszu poprzez dźwieki, które na maksimum głośności rozbrzmiewały w jego pokoju. Zakrywając głowę poduszką brunet klnie cicho pod nosem. Nienawidził tego przeklętego miasta – Nowy Jork przytłaczał go i tłamsił. Gdyby tylko rodzice nie zdecydowali się na to, aby jedną swoją decyzją zrujnować całe jego życie z pewnością teraz siedziałby w swoim starym pokoju i razem z Amy, swoją pierwszą wielką miłością, zajadaliby się ulubioną pizzą i oglądali jakąś durną komedie romantyczną. A tymczasem teraz on przebywał ponad 300 kilometrów od niej i tylko dlatego, że jego ojciec dostał awans. Brad doskonale wiedział, że to była szansa, z której jego rodziciel musiał skorzystać, ale z drugiej strony nie mógł mu wybaczyć tego, że zawodowy sukces ojca sprawił, iż chłopak stracił wszystko, co było dla niego najważniejsze. Duża odległość sprawiła, że wszystkie przyjaźnie się rozpadły, a jego związek… właśnie związek. Przed wyjazdem do Nowego Jorku Amy zapewniała go o swoim uczuciu i o tym, że kilometry nie będą dla nich żadną przeszkodą. Tymczasem wczoraj, po raptem miesiącu od przeprowadzki blondynka zadzwoniła do niego i powiadomiła, że to już koniec, a ona sama zaczęła chodzić z Mikelem – chłopakiem, którego Brad traktował jak rodzonego brata i za którym byłby w stanie wskoczyć w ogień. 
- Cholera jasna! – wchodząc do pokoju syna kobieta szybkim krokiem podeszła do wieży i wyłączyła ją – Ogłuchniesz już do końca przez tą diabelną muzykę.
Podchodząc do chłopaka blondynka zrywa poduszkę, która zasłaniała jego twarz i odrzuca ją za siebie. 
- Przypominam ci, że za piętnaście minut masz autobus do szkoły.
- Nigdzie nie idę. – odwracając się do matki plecami Brad wzdycha głośno – Nie idę ani dzisiaj, ani jutro, ani w ogóle. A jeśli tak ci zależy to sama idź to tej pieprzonej szkoły.
Kręcąc delikatnie głową kobieta ostrożnie siada na krawędzi łóżka i dłonią niepewnie dotyka ramienia syna. 
- Brad, wiem, że nie chciałeś tu być i że masz nam za złe, że się przeprowadziliśmy. Ale to nie było takie nasze „widzi mi się”, ojciec przyjął propozycję pracy tylko i wyłącznie z twojego powodu.
- Jasne. – uśmiechając się głośno brunet mimowolnie zaciska pieści – Gdyby robił to dla mnie to nigdzie byśmy się nie przeprowadzali. Nienawidzę Nowego Jorku, chcę wracać do naszego starego domu.
- Synku. – wzdychając cicho blondynka delikatnie głaszcze jego skórę – To jest twoja szansa. Możesz iść do każdej szkoły, możesz robić cokolwiek chcesz. Wiem, że teraz jesteś wściekły, ale zobaczysz jak poznasz nowych ludzi, zaczniesz z nimi wychodzić, to w końcu polubisz te miasto, jestem tego pewna. 
- Ja nienawidzę Nowego Jorku, słyszysz? I was też nienawidzę za to, że mnie tutaj przyciągnęliście! 
Wstając z łóżka kobieta próbuje zapanować nad kropelkami łez, które niebezpiecznie zaczęły gromadzić się pod jej powiekami. Lekko zaciskając pięści zmusza się do uśmiechu.
- Jeszcze dzisiaj możesz zostać w domu. Jutro o 7.30 widzę Cię na dole przygotowanego do szkoły. 
Nie czekając na jego reakcje blondynka w pośpiechu wychodzi z jego pokoju. Słysząc charakterystyczny trzask zamykania drzwi Brad zaklął cicho. Czuł się jak ostatni kretyn. Chociaż nowa sytuacja nie była dla niego wymarzoną, to jednak wiedział, że nie powinien mówić takich rzeczy swojej matce. Wbrew pozorom kobieta miała dużo racji. Nowy Jork, dawał mu większe szanse rozwoju i w przyszłości pewnie nawet podziękuje za to swoim rodzicom. Niemniej jednak teraz, był wściekły i mimo tego, że zdawał sobie sprawę z tego, że swoimi słowami zranił matkę, to urażona duma nie pozwalała iść do niej i przeprosić za to powiedział. Przecież on też cierpiał – nie miał tu żadnych przyjaciół i obawiał się, że kiedy pójdzie do nowej szkoły wszyscy będą uważać go za gorszego, w końcu pochodzi z prowincji, nie jest rodowitym nowojorczykiem. Bał się, że zostanie wyrzutkiem, z którym nikt nie będzie chciał się zadawać. Poza tym, mając na uwadze to, co wydarzyło się z jego dawnymi przyjaciółmi, podejrzewał, że nawet jeśli w Nowym Jorku kogoś pozna, bał się będzie im ufać – w końcu już jednych przyjaciół miał i cholernie się na nich zawiódł, nie chciał przeżywać to po raz kolejny. 
- Pieprzone miasto.

TYMCZASEM
Mieszając kawę, którą przed chwilą postawiła przed nim kelnerka, Mark dyskretnie spogląda na zegarek. Za godzinę miał bardzo ważne spotkanie i miał nadzieję, że nie będzie musiał tłumaczyć się swojemu klientowi ze spóźnienia. Niemniej jednak, kiedy dzisiejszego ranka zadzwoniła do niego Monica i zaproponowała wspólną kawę nie mógł odmówić. Wiedział, że propozycja byłej żony nie była spowodowana nagła chęcią naprawienia łączących ich więzi, a jedynie troską o ich córkę, to mimo wszystko Mark cieszył się, że będzie miał okazję do spotkania z brunetką. Mimo tego, że od ich rozwodu minęło już tyle lat, to za każdym razem kiedy mężczyzna widział swoja dawną miłość czuł przyjemne ciepło rozchodzące się po całym jego ciele. Chociaż Monica bardzo go zraniła odchodząc do swojego kochanka, to Mark już dawno jej to wybaczył. W pewnym sensie rozumiał jej postępowanie. Kochał swoją rodzinę, ale również nie mógł obyć się bez spełnienia się zawodowo. Był pracoholikiem i nie mógł  nic na to poradzić. Miał świadomość, że ostatnie lata swojego związku z Monicą w większości spędził w swojej kancelarii, tym samym bardzo zaniedbując swoją żonę. Wściekał się na nią kiedy ta wypominała mu jego wieczny romans z prawem, ale teraz, z perspektywy czasu, wie, że sam popchnął kobietę swojego życia w ramiona Davida. Nie mógł mieć jej za złe, że po prostu chciała być szczęśliwa. Poza tym była jeszcze Layla. Dla Marka jasne było, że musi robić wszystko, aby dziewczyna nigdy nie czuła się odrzucona. Wiedział również ile radości sprawia jej widok rodziców, którzy nie skaczą sobie do gardeł i nie kłócą się o każdą błahostkę. Zadowolenie Layly było, więc jedną z przyczyn dla, których utrzymywał dobre kontakty z byłą żoną, chociaż oczywiście niejedną. Czy nadal kochał Monicę? W pewnym sensie na pewno, chociaż może nie było już to tak wielkie uczucie jak na początku ich znajomości, to mimo wszystko mężczyzna wiedział, że kobieta już zawsze będzie miała specjalne miejsce w jego sercu. 
- Przepraszam za spóźnienie. – jej cichy szept tuż nad jego uchem sprawia, że wyrywa się z toku rozmyśleń – I dziękuję, że znalazłeś czas, żeby się ze mną spotkać. Rozumiem, że jesteś mocno zajęty, a mimo wszystko się zgodziłeś.
- Daj spokój, nie ma, o czym mówić. – Mark uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku – Napijesz się czegoś?
- Nie dziękuję. – zajmując miejsce naprzeciwko niego Monica lekko pokręciła głową – Zajmę ci dosłownie kilka minut. Chciałam porozmawiać o Layly.
- Coś się stało?
- Nasza córka ogłosiła mi wczoraj, że zgodziłeś się na to, żeby zajęła się łyżwiarstwem na poważnie, a przecież nie na to się umawialiśmy. Wiesz doskonale, że jestem skłonna zgodzić się na jej treningi w ramach hobby, ale nie, jako stylu życia.
- Przecież Layla jest świetna w tym co robi. Sprawia jej to przyjemność i chcę z tym wiązać swoją przyszłość. Dlaczego mielibyśmy jej tego zabraniać?
- A chociażby, dlatego, że najważniejsza jest nauka. Powinna się dobrze uczyć, potem skończyć dobrą uczelnie i znaleźć dobrą pracę, a nie pchać się w ten chory świat sportowców-celebrytów. – kobieta kładąc dłonie na blacie stolika nerwowo je zacisnęła – Nie o takiej przyszłości dla niej marzyłam.
- Ja też nie, ale zrozum, że to nie ma się podobać nam, tylko jej. Jeśli sprawia jej radość łyżwiarstwo to my nie mamy prawa jej tego blokować. Wbrew pozorom to nie jest już mała dziewczynka, ma swój rozum i wie co chcę w życiu robić. A ja będę ją w tym wspierać od samego początku do końca. Pokryję również wszystkie koszty z tym związane. 
- Nie na to się umawialiśmy, Mark. 
Wzdychając głośno mężczyzna opiera się wygodniej o oparcie krzesła. 
- Wiem, ale wiem też, że Layla kocha to co robi i nie mam serca jej tego zabraniać.
- Swoim zachowaniem podkopujesz mój autorytet.
- Monica, proszę cię. – mężczyzna chcąc położyć swoją dłoń na jej wychylił się delikatnie do przodu, jednak kobieta orientując się w sytuacji szybko zabrała z blatu stołu ręce Lekko speszony Mark nerwowo splótł ze sobą palce swoich dłoni, jednocześnie powracając do poprzedniej pozycji. - Nie chcę podkopywać twojego autorytetu, po prostu chcę, żeby moja córka była szczęśliwa. 
- Czyli patrzę, że to spotkanie nie ma sensu. Chciałam cię prosić, żebyś wytłumaczył Layly, że jej pomysł nie ma żadnej przyszłości. 
- Nie będę jej nic tłumaczył. Tu chodzi o szczęście naszej córki, a jeśli jej sprawia radość łyżwiarstwo to ja nie będę w to ingerował. 
- Już wiem po kim Layla jest taka uparta. – uśmiechając się nerwowo kobieta wstała z miejsca – Dziękuję że wepchnąłeś mnie w swój napięty grafik i przepraszam, że najwyraźniej tylko zmarnowałam twój cenny czas.
- Monica…
- Do widzenia, Mark.
Nie czekając na jego reakcję brunetka szybkim krokiem skierowała się w stronę wyjścia. Spoglądając na oddalającą się sylwetkę byłej żony mężczyzna wetknął ciężko. Zawsze był skory do pomocy Monice, ale w tym konkretnym przypadku wiedział, że szczęście córki jest ważniejsze niż niespełnione ambicje jej matki.

niedziela, 8 stycznia 2017

Rozdział 2 - Tamta dziewczyna mieszka parę myśli stąd...


David przyzwyczajony był, że jego córka robi wiele dziwnych i czasem głupich rzeczy. Od śmierci matki pozwalał jej na wiele. Jednak wiedział, że Emily wyrośnie na mądrą kobietę. Zostawił córkę samą w pokoju, kolejny raz powtarzając jej, że następnym razem ma się go pytać o zgodę, chociaż i tak wiedział, że to nie zda się na nic. Blondynka i tak zrobi to co będzie uważała za słuszne. Swoje kroki skierował do sypialni. Cicho otworzył drzwi i zastał w środku kobietę siedzącą na łóżku z twarzą w dłoniach. Jej ciało delikatnie drżało, co wskazywało, że płacze. Sypialnia była w kolorze kości słoniowej z czarnymi dodatkami. Dało się w niej wyczuć kobiecą rękę. Monica sama wszystko urządziła. Sama wybierała meble, materiały tkanin. Wszystko sama. Mieszkanie, które zajmowali było jej wymarzonym i wyśnionym. Miała świadomość, że przez romans z Davidem rozbiła swoje małżeństwo, ale David był zupełnie inny niż Mark. Jej były mąż, który był wziętym adwokatem nie zawsze rozumiał jej żarty. W większości poświęcony swojej pracy nie zauważał jej potrzeba. Dlatego znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny. Początkowo miał być to przelotny romans, tylko kilka chwil, ale z czasem zaczęło łączyć ich prawdziwe uczucie. Nim się zorientowali zakochali się w sobie. Monica z ciężkim sercem rozbijała rodzinę swojej córce, która była z ojcem bardzo związana. Nie mogła zarzucić Markowi jednego, że nie troszczył się o Laylę. Dziewczynka była dla niego wszystkim. Oddałby za nią życie. Gdy mała w wieku trzech lat wylądowała z ciężkim zapaleniem płuc w szpitalu rzucił wszystko by tylko być przy córce. Dostawał szału, że nie może jej pomóc, że widzi jej maleńkie ciałko męczone przez gorączkę, że jego córeczka nie może oddychać. To go przerażało. Pierwszy raz w życiu czuł się bezsilny i miał świadomość tego, że nie jest w stanie jej pomóc. Nie było też tak, że Mark kompletnie nie dbał o Monicę. Kochał ją i dbał o nią, tylko taki miał zawód. Często w rozjazdach, często do późna w kancelarii. Gdy tylko już miał kilka dni wolne poświęcał cały ten czas rodzinie. Zabierał na wakacje, wycieczki czy najzwyklejszy spacer do parku. Rodzina była dla niego świętością. Dla Monici też, ale w końcu coś się zepsuło i Layla stała się dzieckiem z rozbitej rokadziny. 
David usiadł obok żony i objął ją ramieniem. Nic nie mówił. Wiedział, że za chwilę sama powie co ją gryzie. Ufała mu i to było najważniejsze. Dzielili ze sobą największe sekrety. Zawsze wieczorem rozmawiali o tym co się działo w ciągu dnia. Dzielili się swoimi problemami z dziećmi. Monica bardzo szybko załapała kontakt z Emily i w jakiś sposób zastąpiła jej matkę. Nigdy nie chciała być jej prawdziwą mamą, ale więź jaka między nimi się zrodziła była silna jakby łączyły je więzy krwi. Z kolei David miał problem żeby zyskać aprobatę w oczach Layli. Dziewczyna, gdy była jeszcze młodsza darzyła go większą sympatią. Z czasem gdy zaczęło do niej docierać dlaczego Monica i Mark nie są razem wytworzył się między nimi dystans. Była dla niego miła, ale oziębła i traktowała go z dystansem. Prowadziła z nim ożywione rozmowy na różne tematy, ale zawsze dawała znak, że między nimi nigdy nie będzie inaczej. Nigdy nie usłyszał od niej, żadnego złego słowa. Zawsze uprzejma, ale z chłodem w oczach. Tolerowała go tylko ze względu na matkę i gdyby nie to, najprawdopodobniej już dawno pokłóciła by się z Davidem. 
- Zaraz zrobię kolację – powiedziała Monica i wytarła nos chusteczką.
- Kolacja nie zając – stwierdził David i pogłaskał żonę po włosach. Kochał ją. Miał świadomość, że rozbił rodzinę. Czuł się z tym, źle i wiedział, że tylko dlatego Layla trzyma go na dystans. Tylko to było powodem jej chłodu. Początkowo nie chciał wchodzić w związek z kobietą, która miała swoją rodzinę, ale uczucie, które przyciągało go do Monici było silniejsze. Nie mógł mu się oprzeć. 
- Pokłóciłam się z Laylą – wydusiła w końcu żona. 
- O co? 
- Wróciła później do domu, po czym okazało się, że była spotkać się z ojcem, a potem powiedziała, że chce zacząć startować w turniejach i że Mark ją popiera – wyjaśniła kobieta. – Nie zgadzam się na to. Łyżwiarstwo miało być tylko zabiciem wolnego czasu i spożytkowaniem jej nadmiaru energii. Ona ma szkołę. Razem z Markiem ustaliliśmy, że nie zgodzimy się by startowała w turniejach. – Mówiła dalej Monica. Była zła na swojego byłego męża. Mieli inne ustalenia, których on się nie trzymał. Miał wyznaczone dni spotkań z córką i też je łamał. Nie ważne było, że to był pierwszy raz, skoro był i pierwszy to i będzie kolejny. – Na dodatek Layla, ona nie traktuje cię tak jak powinna. 
- Monica, nie jestem jej ojcem. Mark jest jej tatą. Kocha ją, a ona jego. Layla, może i nie darzy mnie taką sympatią jak ciebie Emily, ale różnica jest taka, że ty mojemu dziecku zastępujesz matkę, a ja nie mogę Layli nagle zastąpić ojca, bo on żyje. Zresztą Layla, nigdy nie była dla mnie niemiła. 
- Mimo wszystko powinna cię inaczej traktować – upierała się przy swoim. 
- Monica, rozbiłem jej rodzinę. Jasnym jest, że nigdy nie będzie za mną przepadała. Mnie wystarczy, że mnie toleruje i posłucha jak powiem jej, że ma wynieść śmieci gdy wychodzi z domu. Szanujemy się, a to jest najważniejsze. – David próbował wyjaśnić wszystko żonie. 
Owszem chciał, żeby między nim a Laylą, była większa więź, ale przecież nie mógł dziewczyny do niczego zmuszać. Nie mógł jej też zarzucić, że była w stosunku do niego opryskliwa. Była grzeczna i miła, ale z rezerwową. – A co do łyżwiarstwa to myślę, że to dobry pomysł. Trenuje je już tak długo i sama mówisz, że jest w tym dobra. Szkoda by taki talent się zmarnował. 
- I ty ją popierasz? Tak chcesz zdobyć jej uznanie?! – krzyknęła Monica. 
- Nie. Uważam, że powinna spróbować. Przecież to nic wielkiego. Jest zdolna pogodzi wyjazdy ze szkołą. Tylko dlaczego ma przestać robić to co chce, gdy otwiera się szansa jedna na milion? – spytał David. 
W tym momencie do pokoju bez pukania weszła blondynka. 
- Wychodzę do kina ze znajomymi – zakomunikowała z uśmiechem na ustach. 
- Tylko nie wróć za późno! – krzyknął za córką, chociaż i tak wiedział, że to na darmo. 
- David, ale mieliśmy umowę – upierała się przy swoim. 
- Monica, ale Mark nie zrobił nic złego. On wyraził tylko swoje zdanie, że Layla powinna, ale nic więcej. Wie, że razem musicie podjąć decyzję.

TYMCZASEM
Blondynka przemierzała ulice hałaśliwego Nowego Jorku. Kochała to miasto. Tętniło życiem tak jak ona. Ono żyło nawet nocą, gdy ludzie pogrążeni w śnie odpoczywali przed kolejnym dniem pełnym wyzwań. Emily żyła pełnią życia. Każdy swój plan wprowadzała w życie. Walczyła o to by zapamiętać każdy dzień, by wykorzystać każdą minutę, by mieć wspomnienia, do których będzie wracać i wracać i wracać. By móc spokojnie stanąć przed lustrem i powiedzieć: nie żałuję niczego. 
- Jestem – powiedziała, gdy w końcu dotarła do parku, gdzie była umówiona ze swoją ekipą ze szkoły. 
Podeszła do wysokiego chłopaka z brązowymi włosami i podarowała mu delikatnego całusa. Siedemnastolatek miał brązowe oczy, które idealnie współgrały z oliwkowym odcieniem jego skóry. Przez t-shirt, który miał na sobie przebijało się delikatnie dobrze wyrzeźbione ciało, które było opłacone tonami potu wylanego na siłowni. Zac Quatrin był jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole. To on był głównym pomysłodawcą założenia grupy, która składałaby się z najpopularniejszych osób w szkole. W liceum uważani byli za tych, z którymi każdy chciał się zadawać. Byli tymi najfajniejszymi ludźmi, którzy wiedli prym i nadawali nowe trendy. Z wyjątkiem Zaca do paczki należała właśnie Emily. Blondynka czasami miała wrażenie, że jej facet jest z nią tylko dlatego, żeby zwiększyć swój prestiż. Zac podobał się dziewczynie. Był przystojny, a gdy się uśmiechał na jego twarzy pojawiały się dwa urocze dołeczki. Jednak czasami bywały chwile gdy strasznie denerwował blondynkę. Zachowywał się jak kompletny kretyn i to zawsze przy kumplach jakby miał dwie twarze. Rok temu oczarował ją podczas wspólnego lunchu na szkolnej stołówce. Nie miała wtedy gdzie usiąść a on zaproponował, że może dosiądzie się do niego i jego kolegów. Cudowny uśmiech z rzędem białych zębów od razu trafił do jej serca. Od tego momentu byli nie rozłączni. Na początku Emily nie przeszkadzała jego pewność siebie czy też popisywanie się przed kumplami. Jednak z każdym dniem coraz bardziej do niej docierało, że książę z bajki wcale nie jest księciem, ale ropuchą, która nawet mimo pocałunków się nie zmienia. 
- Trevor, jak na dzisiejszym treningu? – spytała Emily, gdy witała się buziakiem w policzek z wysokim szatynem o brązowych oczach. 
- W porządku. Mam duże szanse na dziką kartę w Wielkim Szlemie – powiedział. 
- To super! Załatwisz nam wejściówki? – zapytał od razu Zac.
- Zobaczę co da się zrobić – powiedział Trevor. 
Szatyn wcale nie chciał, mówić otwarcie, ale wcale nie zamierzał zapraszać swojej paczki na Wielki Szlem. Czasami zastanawiał się dlaczego z nimi się zadaje. Był synem znanego polityka oraz całkiem dobrze zapowiadającym się tenisistom. Od nowego sezonu miał zacząć brać udział w turniejach by stopniowo przebijać się do grona czołowych tenisistów. W szkole uważany był za najprzystojniejszego chłopaka. Brązowe włosy, ciemne oczy oraz czarujący uśmiech to było coś co uwielbiały dziewczyny. On jednak nie miał czasu na związki. Po szkole codziennie szedł na kort i trenował do późnych godzin wieczornych, a musiał przecież jeszcze kiedyś odrobić lekcje czy nauczyć się na jakiś ważny sprawdzian, a nie wspominając już o jakimkolwiek życiu towarzyskim. Patrząc na Zaca uświadomił sobie, że zupełnie nie wie czemu się z nim zadaje. Zaczynał mu działać na nerwy ten cały jego szpan przed kumplami. On sam mimo, że był synem znanego polityka nie chwalił się na prawo i lewo nowym telefonem. Na dodatek Zac uważał się zawsze za najmądrzejszego. Nie znosił krytyki i wszyscy zawsze musieli robić to co on chce. Szatyn zastanawiał się również dlaczego taka dziewczyna jak Emily jest z kimś takim. Córka profesora miała znacznie więcej oleju w głowie niż druga blondynka w ich paczce – Jenny, dlatego ten fakt go dziwił. On sam już od dawna miał ochotę powiedzieć chłopakowi co o nim myśli. Nawet nie wiedział czemu tego nie zrobił. Może bał się tego, że po prostu zostanie bez kolegów? 
- Na kogo czekamy jeszcze? – spytał Trevor. 
- Tylko na Jenny, bo Robert zarobił szlaban – powiedział Zac i na oczach wszystkich pocałował namiętnie Emily.
Trevor przewrócił oczami i to nie na samo wspomnienie Jenny, której nie znosił, ale z powodu okazywania uczuć w miejscu publicznym. Jego zdaniem coś takiego powinno być zakazane i karane grzywną. Przecież ludzie nie muszą tego oglądać.

niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 1 - ... chcemy brać co los nam daje, wciąż nie rezygnując z marzeń...


Niewysoka brunetka weszła do obszernego mieszkania. Schowała klucze do torebki i swoje kroki skierowała do kuchni. Z lodówki wyjęła butelkę wody, z której po odkręceniu upiła spory łyk. Zimny napój przyjemnie schłodził jej organizm. Usiadła przy obszernym stole i zagłębiła się w myślach. A miała nad czym się zastanawiać. Na minionym treningu jej partner Jason postawił sprawę jasno. Albo w końcu zaczną startować w jakiś turniejach, albo on po prostu szuka nowej partnerki. Layla, miała świadomość, że w łyżwiarstwie figurowym niezwykle ciężko jest znaleźć dobrego partnera czy partnerkę. Ona i Jason trenowali razem już trzy lata. Znali się dobrze i pasowali do siebie pod względem fizycznym. Co prawda Layla była od niego sporo niższa, bo ponad dwadzieścia centymetrów, ale przy zmianie parametrów oceniania nie miało to żadnego znaczenia. Wykonywali już figury i sekwencje z najtrudniejszej grupy czyli z grupy piątej. Wiele rzeczy mieli opanowane do perfekcji. Jason już od roku mówił, że chce przejść z treningów na zawodowstwo. Layla miała nadzieję, że kontuzja, której się nabawił parę miesięcy temu ostudzi jego zapał, ale stało się wręcz przeciwnie. Zaczął jeszcze bardziej nalegać, aż w końcu postawił sprawę na ostrzu nożna. McAdams uwielbiała łyżwiarstwo figurowe i była w tym naprawdę dobra. Jednak nie była przekonana czy chce wejść w to całe sportowe życie tak na sto procent lub więcej. Miała szesnaście lat i od dwunastu jeździła na łyżwach. Była w idealnym wieku by zacząć startować i próbować cokolwiek osiągnąć w tej dziedzinie. Na dodatek miała szkołę. Nie chciała być sportowcem bez dobrego wykształcenia. Czasami jedna kontuzja może zakończyć karierę, a co wtedy jeśli nie ma się nawet skończonego liceum? A łyżwiarstwo figurowe to w sezonie częste wyjazdy nawet na drugi koniec świata. Na dodatek jej mama była przeciwna całemu profesjonalnemu uprawianiu sportu. Z kolei ojciec dziewczyny był zdania, że warto spróbować.
 - W końcu jesteś w domu – dziewczyna nawet nie sądziła, że jej mama Monica jest w mieszkaniu. 
- Myślałam, że jeszcze jesteś w pracy – odpowiedziała Layla. Monica McAdams – Hiddleston była wysoką kobietą o smukłej figurze oraz falowanych włosach, które sięgały łopatek. Była posiadaczką czekoladowych oczu, które w genach przekazała córce. Tego dnia miała na sobie czarną sukienkę, przylegającą do ciała oraz białą marynarkę. Surowym wzrokiem patrzyła na swoją jedynaczkę. Dziewczyna od dobrych trzech godzin powinna być w domu. 
- Byłam w gabinecie swoim i Davida – usłyszała w odpowiedzi Layla. - Mogę wiedzieć czemu jesteś po czasie? 
- Byłam na obiedzie z tatą, a na dodatek trening się przedłużył – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. 
- O ile wiem dziś nie jest piątek, a środa. 
- Mamo, o co ci chodzi? Mam się spotykać z tatą tylko w weekendy? Chcę ci przypomnieć, że to on jest moim tatą, a nie David. 
- Layla, są pewne terminy…
- Nie interesuje mnie to. Tata w weekend jedzie do Miami i nie może się ze mną widzieć, więc zabrał mnie dziś na obiad. 
- Mógł chociaż zadzwonić – zauważyła Monica. 
- Dzwonił. Ja też dzwoniłam, ale masz wyłączony telefon – wyjaśniła spokojnie Layla. 
- Ty też nie odebrałaś jak dzwoniłam, żeby dowiedzieć się gdzie jesteś. 
- Padła mi bateria. Mamo nie przesadzaj. Byłam z tatą, więc nie wiem o co ta cała awantura. Rozmawialiśmy o łyżwiarstwie i o tym, że powinnam z Jasonem przejść na zawodowstwo i zacząć startować w turniejach – wyjaśniła spokojnie młodsza McAdams. 
- Nie zgadzam się na to. Masz szkołę. Łyżwiarstwo to tylko pasja. Nie musisz od razu rzucać szkoły – zaprotestowała głośno Monica. 
- Ale ja nie rzucę szkoły. Chcemy jeździć na turniej w Ameryce. A one są głównie w weekendy. Zresztą jeżdżę już od dwunastu lat. Czas coś z tym zrobić – powiedziała Layla. 
- Nie zgadzam się – powiedziała stanowczo rodzicielka.
- Tata mnie popiera! Uważa, że powinnam spróbować, ale ty oczywiście masz inne zdanie tylko dlatego, że tata mówi tak. 
- Zagalopowałaś się.
- Jak zawsze. Zachowujesz się tak jakbym nie powinnam się z nim spotykać, a to on jest moim ojcem. To z tobą nie powinnam utrzymywać kontaktów, bo zniszczyłaś naszą rodzinę! – krzyknęła Layla i zniknęła w swoim pokoju, który był na końcu korytarza.
- Layla! Layla wracaj tu! – krzyknęła Monica. 
Kobieta westchnęła głośno. Ostatnio jej córka była nieznośna i częściej stawała za ojcem niż powinna. Kobieta dobrze wiedziała, że rozbiła swoje małżeństwo pakując się romans z Davidem. Wtedy niczego jej i Markowi nie brakowało. Kochali się, a pierwsza noc z Davidem była przypadkiem, z kolei następne to rodzące się uczucie. Szybko zdecydowała się, że nie chce być z ojcem jej dziecka i wyprowadziła się z Laylą do Davida. Mark próbował wywalczyć opiekę nad córką, ale ciągłe wyjazdy uniemożliwiły mu to. A Layla? Layla była jego oczkiem w głowie. Zakochał się w niej od momentu kiedy dowiedział się, że będzie miał córkę. Rozpieszczał ją i wychowywał za razem. Z kolei dziewczyna uważała, że ma najlepszego ojca na świecie i chciała z nim spędzać każdy dzień. Monica kolejny raz westchnęła. Layla była w ciężkim wieku, a to, że zaczęła rozumieć, czemu małżeństwo jej rodziców się rozpadło nie ułatwiało jej wychowania.

TYMCZASEM
- Jestem już! – wchodząc do mieszkania drobna, niska blondynka rzuciła w kąt swój stary, znoszony plecak i w pośpiechu ściągając buty ze zdziwieniem wsłuchiwała się w ciszę panująca w domu – Jest tu ktoś?
Delikatne szmery dochodzące z kuchni sprawiły, że Emily Rose Hiddleston, bo tak nazywała się owa dziewczyna, postanowiła sprawdzić któż taki się tam znajduje. Wchodząc do pomieszczenia blondynka zauważyła jak jej macocha, Monica, siedząc na jednym z kuchennych krzeseł, chowa twarz w dłoniach i cichutko płacze. Taki widok nigdy nie należy do miłych, tym bardziej, że Emily naprawdę lubiła drugą żonę swojego ojca. Kiedy jej biologiczna mama zginęła w wypadku samochodowym dziewczyna miała raptem trzy lata, a co za tym idzie nigdy na dobrą sprawę nie poznała kobiety, która dała jej życie. Monica w pewnym sensie zastępowała jej matkę, sprawiając, że blondynka, chociaż w niewielkim stopniu, nie musiała odczuwać piętna bycia pół-sierotą. 
- Monica? – podchodząc bliżej brunetki Emilly ostrożnie położyła swoją dłoń na jej ramieniu – Ty płaczesz? Coś się stało?
Kobieta wyczuwając obecność drugiej osoby, szybko wyprostowała się i szklanym wzrokiem spoglądając na przyrodnią córkę zmusiła się do delikatnego uśmiech.
- Cześć Emi, nie nic się nie stało. Coś wpadło mi do oka i nie mogłam się nie rozkleić. Ale już jest dobrze. Zaraz zrobię jakiś obiad tylko pójdę ściągnąć te służbowe ciuchy i założyć coś wygodniejszego.
Nie czekając na reakcję dziewczyny Monica wstała z miejsca i szybkim krokiem udała się w stronę sypialni, gdzie w jednym z kątów znajdowały się drzwi do pokaźnych rozmiarów garderoby. 
Odprowadzając kobietę wzrokiem blondynka westchnęła cicho po czym zgarniając z lodówki butelkę soku pomarańczowego sama udała się do swojego pokoju, jej osobistego królestwa, w którym zawsze panował, jak to sama określała, artystyczny nieład. Będąc w korytarzy i przechodząc obok sypialni swojej przyrodniej siostry Layli postanowiła zajrzeć do środka. Delikatnie pukając do drzwi blondynka czekała na jakieś zaproszenie ze strony rudej, jednak nie słysząc słowa zachęty delikatnie je uchyliła. Widząc jak dziewczyna, ze słuchawkami na uszach, leży na łóżku i zamkniętymi oczami delikatnie kołysze się w dźwięk, słyszanej tylko przez siebie, muzyki Emily Rose ostrożnie odsunęła się do tyłu, zostawiając siostrę samą. Znała ją na tyle dobrze, że wiedziała kiedy ruda nie życzy sobie niczyjego towarzystwa, a właśnie teraz taka chwila nastała. Poza tym blondynka nie należała do osób, które na siłę próbują zmuszać ludzi do zwierzeń – była przekonana, że kiedy tylko Layla będzie chciała porozmawiać z pewnością sama przyjdzie do jej pokoju. Pomimo tego, że obie dziewczyny różniły się jak ogień i woda to jednak dosyć szybko odnalazły wspólny język. Niemniej jednak ich początki nie były łatwe, kiedy w wieku jedenastu lat ojciec Emily – David, oraz matka Layli – Monica, pobrali się i zamieszkali razem ze swoimi córkami dziewczynki z premedytacją robiły sobie na złość, zabierając zabawki czy chowając ulubione sukienki.  Jednak, gdy obie zauważyły, że zdecydowanie lepiej bawić się we dwójkę zaczęły robić postępy w swoich relacjach i tak teraz, w wieku szesnastu lat, spokojnie mogły mówić, że są siostrami. Ich rodzice sami nie dowierzali, że tak odmienne charaktery umiały się dogadać – Layla taka cicha i spokojna była przeciwieństwem żywiołowej i spontanicznej Emilly. Ruda była bardzo wysportowana, blondynka z kolei nie cierpiała sportu. Słuchały innej muzyki, miały inny styl ubierania, czytały inne książki i oglądały zupełnie inne filmy, a mimo wszystko jedna za drugą byłaby w stanie skończyć w ogień. 
Wchodząc do swojego pokoju dziewczyna nie siliła się nawet na zamknięcie drzwi. Od razu dobiegając do lustra stojącego w kącie sypialni zebrała dłonią włosy związując je z tyłu gumką, którą miała przepasaną na nadgarstku. Z uśmiechem satysfakcji przyglądała się swojemu nowemu nabytkowi, który zrobiła sobie dzisiaj w jednym z nowojorskich salonów piercingu. Delikatne kółeczko umieszczone w górnej części ucha, na chrząstce, prezentowało się bardzo niegrzecznie – czyli dokładnie w jej stylu. Oczywiście, aby osiągnąć swój cel musiała posunąć się do niewielkiego podstępu i na zgodzie na kolczyk podrobić podpis swojego ojca, ale wiedziała, że gdyby poprosiła o podpisanie dokumentu przez Davida, to z racji tego, że mężczyzna był zagorzałym przeciwnikiem wszystkich ingerencji w swoje ciało, prędzej zgodziłby się na wcześniejsze małżeństwo niż piercing.
- Emi, wiesz może o co poszło Monice i Layli, bo wnioskując po tym, że obie siedzą zamknięte w pokojach pewnie się pokłóciły. 
Zdziwiona blondynka obejrzała się na próg swojego pokoju, w którym stał, wysoki, przystojny mężczyzna z brązowymi włosami i  w dobrze skrojonym garniturze.  Brunet podszedł bliżej i od razu zauważył małą błyskotkę w uchu córki, której dziewczyna nie zdążyła zasłonić włosami.
- No czyś ty oszalała, dzieciaku?! – David z dezaprobatą pokręcił głową – Co to ma być?
- Kolczyk? – uśmiechając się niewinnie blondynka spojrzała na ojca swoimi maślanymi oczami – Nie złość się na mnie, tatusiu. Wiesz, że jak tak lubię takie fajne rzeczy.
- Oszpecanie się na siłę uważasz za fajne?
- To tylko niewinny kolczyk, jest taki malutki, że zakrywając ucho włosami wcale nie będzie go widać. Poza tym gdybym ci o tym powiedziała, na pewno byś się na to nie zgodził.
- No pięknie nie dość, że po raz kolejny musiałaś zrobić jakąś głupotę to jeszcze mam rozumieć, że podrobiłaś mój podpis na zgodzie.  – David spojrzał groźnie na córkę 
- Ale i tak mnie kochasz, prawda tatusiu? – uśmiechając się dziewczyna przytuliła się do ojca delikatnie muskając swoimi wargami jego gładki policzek, ta sztuczka zawsze na niego działała
- Jestem zdecydowanie za delikatny względem ciebie, powinienem częściej dawać ci kary, za kolejne twoje wybryki.  – śmiejąc się brunet mocno przytulił córkę – Ale i tak cię kocham, nieznośna smarkulo.
Odwzajemniając gest blondynka z uśmiechem przymknęła powieki i mocno zaciągnęła się subtelnym zapachem ulubionych perfum Davida.  Ona też go kochała, najbardziej na świecie… 


***
Lady Spark i Tea znów razem w akcji, czy ktoś nas jeszcze pamięta? ;)