niedziela, 8 stycznia 2017

Rozdział 2 - Tamta dziewczyna mieszka parę myśli stąd...


David przyzwyczajony był, że jego córka robi wiele dziwnych i czasem głupich rzeczy. Od śmierci matki pozwalał jej na wiele. Jednak wiedział, że Emily wyrośnie na mądrą kobietę. Zostawił córkę samą w pokoju, kolejny raz powtarzając jej, że następnym razem ma się go pytać o zgodę, chociaż i tak wiedział, że to nie zda się na nic. Blondynka i tak zrobi to co będzie uważała za słuszne. Swoje kroki skierował do sypialni. Cicho otworzył drzwi i zastał w środku kobietę siedzącą na łóżku z twarzą w dłoniach. Jej ciało delikatnie drżało, co wskazywało, że płacze. Sypialnia była w kolorze kości słoniowej z czarnymi dodatkami. Dało się w niej wyczuć kobiecą rękę. Monica sama wszystko urządziła. Sama wybierała meble, materiały tkanin. Wszystko sama. Mieszkanie, które zajmowali było jej wymarzonym i wyśnionym. Miała świadomość, że przez romans z Davidem rozbiła swoje małżeństwo, ale David był zupełnie inny niż Mark. Jej były mąż, który był wziętym adwokatem nie zawsze rozumiał jej żarty. W większości poświęcony swojej pracy nie zauważał jej potrzeba. Dlatego znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny. Początkowo miał być to przelotny romans, tylko kilka chwil, ale z czasem zaczęło łączyć ich prawdziwe uczucie. Nim się zorientowali zakochali się w sobie. Monica z ciężkim sercem rozbijała rodzinę swojej córce, która była z ojcem bardzo związana. Nie mogła zarzucić Markowi jednego, że nie troszczył się o Laylę. Dziewczynka była dla niego wszystkim. Oddałby za nią życie. Gdy mała w wieku trzech lat wylądowała z ciężkim zapaleniem płuc w szpitalu rzucił wszystko by tylko być przy córce. Dostawał szału, że nie może jej pomóc, że widzi jej maleńkie ciałko męczone przez gorączkę, że jego córeczka nie może oddychać. To go przerażało. Pierwszy raz w życiu czuł się bezsilny i miał świadomość tego, że nie jest w stanie jej pomóc. Nie było też tak, że Mark kompletnie nie dbał o Monicę. Kochał ją i dbał o nią, tylko taki miał zawód. Często w rozjazdach, często do późna w kancelarii. Gdy tylko już miał kilka dni wolne poświęcał cały ten czas rodzinie. Zabierał na wakacje, wycieczki czy najzwyklejszy spacer do parku. Rodzina była dla niego świętością. Dla Monici też, ale w końcu coś się zepsuło i Layla stała się dzieckiem z rozbitej rokadziny. 
David usiadł obok żony i objął ją ramieniem. Nic nie mówił. Wiedział, że za chwilę sama powie co ją gryzie. Ufała mu i to było najważniejsze. Dzielili ze sobą największe sekrety. Zawsze wieczorem rozmawiali o tym co się działo w ciągu dnia. Dzielili się swoimi problemami z dziećmi. Monica bardzo szybko załapała kontakt z Emily i w jakiś sposób zastąpiła jej matkę. Nigdy nie chciała być jej prawdziwą mamą, ale więź jaka między nimi się zrodziła była silna jakby łączyły je więzy krwi. Z kolei David miał problem żeby zyskać aprobatę w oczach Layli. Dziewczyna, gdy była jeszcze młodsza darzyła go większą sympatią. Z czasem gdy zaczęło do niej docierać dlaczego Monica i Mark nie są razem wytworzył się między nimi dystans. Była dla niego miła, ale oziębła i traktowała go z dystansem. Prowadziła z nim ożywione rozmowy na różne tematy, ale zawsze dawała znak, że między nimi nigdy nie będzie inaczej. Nigdy nie usłyszał od niej, żadnego złego słowa. Zawsze uprzejma, ale z chłodem w oczach. Tolerowała go tylko ze względu na matkę i gdyby nie to, najprawdopodobniej już dawno pokłóciła by się z Davidem. 
- Zaraz zrobię kolację – powiedziała Monica i wytarła nos chusteczką.
- Kolacja nie zając – stwierdził David i pogłaskał żonę po włosach. Kochał ją. Miał świadomość, że rozbił rodzinę. Czuł się z tym, źle i wiedział, że tylko dlatego Layla trzyma go na dystans. Tylko to było powodem jej chłodu. Początkowo nie chciał wchodzić w związek z kobietą, która miała swoją rodzinę, ale uczucie, które przyciągało go do Monici było silniejsze. Nie mógł mu się oprzeć. 
- Pokłóciłam się z Laylą – wydusiła w końcu żona. 
- O co? 
- Wróciła później do domu, po czym okazało się, że była spotkać się z ojcem, a potem powiedziała, że chce zacząć startować w turniejach i że Mark ją popiera – wyjaśniła kobieta. – Nie zgadzam się na to. Łyżwiarstwo miało być tylko zabiciem wolnego czasu i spożytkowaniem jej nadmiaru energii. Ona ma szkołę. Razem z Markiem ustaliliśmy, że nie zgodzimy się by startowała w turniejach. – Mówiła dalej Monica. Była zła na swojego byłego męża. Mieli inne ustalenia, których on się nie trzymał. Miał wyznaczone dni spotkań z córką i też je łamał. Nie ważne było, że to był pierwszy raz, skoro był i pierwszy to i będzie kolejny. – Na dodatek Layla, ona nie traktuje cię tak jak powinna. 
- Monica, nie jestem jej ojcem. Mark jest jej tatą. Kocha ją, a ona jego. Layla, może i nie darzy mnie taką sympatią jak ciebie Emily, ale różnica jest taka, że ty mojemu dziecku zastępujesz matkę, a ja nie mogę Layli nagle zastąpić ojca, bo on żyje. Zresztą Layla, nigdy nie była dla mnie niemiła. 
- Mimo wszystko powinna cię inaczej traktować – upierała się przy swoim. 
- Monica, rozbiłem jej rodzinę. Jasnym jest, że nigdy nie będzie za mną przepadała. Mnie wystarczy, że mnie toleruje i posłucha jak powiem jej, że ma wynieść śmieci gdy wychodzi z domu. Szanujemy się, a to jest najważniejsze. – David próbował wyjaśnić wszystko żonie. 
Owszem chciał, żeby między nim a Laylą, była większa więź, ale przecież nie mógł dziewczyny do niczego zmuszać. Nie mógł jej też zarzucić, że była w stosunku do niego opryskliwa. Była grzeczna i miła, ale z rezerwową. – A co do łyżwiarstwa to myślę, że to dobry pomysł. Trenuje je już tak długo i sama mówisz, że jest w tym dobra. Szkoda by taki talent się zmarnował. 
- I ty ją popierasz? Tak chcesz zdobyć jej uznanie?! – krzyknęła Monica. 
- Nie. Uważam, że powinna spróbować. Przecież to nic wielkiego. Jest zdolna pogodzi wyjazdy ze szkołą. Tylko dlaczego ma przestać robić to co chce, gdy otwiera się szansa jedna na milion? – spytał David. 
W tym momencie do pokoju bez pukania weszła blondynka. 
- Wychodzę do kina ze znajomymi – zakomunikowała z uśmiechem na ustach. 
- Tylko nie wróć za późno! – krzyknął za córką, chociaż i tak wiedział, że to na darmo. 
- David, ale mieliśmy umowę – upierała się przy swoim. 
- Monica, ale Mark nie zrobił nic złego. On wyraził tylko swoje zdanie, że Layla powinna, ale nic więcej. Wie, że razem musicie podjąć decyzję.

TYMCZASEM
Blondynka przemierzała ulice hałaśliwego Nowego Jorku. Kochała to miasto. Tętniło życiem tak jak ona. Ono żyło nawet nocą, gdy ludzie pogrążeni w śnie odpoczywali przed kolejnym dniem pełnym wyzwań. Emily żyła pełnią życia. Każdy swój plan wprowadzała w życie. Walczyła o to by zapamiętać każdy dzień, by wykorzystać każdą minutę, by mieć wspomnienia, do których będzie wracać i wracać i wracać. By móc spokojnie stanąć przed lustrem i powiedzieć: nie żałuję niczego. 
- Jestem – powiedziała, gdy w końcu dotarła do parku, gdzie była umówiona ze swoją ekipą ze szkoły. 
Podeszła do wysokiego chłopaka z brązowymi włosami i podarowała mu delikatnego całusa. Siedemnastolatek miał brązowe oczy, które idealnie współgrały z oliwkowym odcieniem jego skóry. Przez t-shirt, który miał na sobie przebijało się delikatnie dobrze wyrzeźbione ciało, które było opłacone tonami potu wylanego na siłowni. Zac Quatrin był jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole. To on był głównym pomysłodawcą założenia grupy, która składałaby się z najpopularniejszych osób w szkole. W liceum uważani byli za tych, z którymi każdy chciał się zadawać. Byli tymi najfajniejszymi ludźmi, którzy wiedli prym i nadawali nowe trendy. Z wyjątkiem Zaca do paczki należała właśnie Emily. Blondynka czasami miała wrażenie, że jej facet jest z nią tylko dlatego, żeby zwiększyć swój prestiż. Zac podobał się dziewczynie. Był przystojny, a gdy się uśmiechał na jego twarzy pojawiały się dwa urocze dołeczki. Jednak czasami bywały chwile gdy strasznie denerwował blondynkę. Zachowywał się jak kompletny kretyn i to zawsze przy kumplach jakby miał dwie twarze. Rok temu oczarował ją podczas wspólnego lunchu na szkolnej stołówce. Nie miała wtedy gdzie usiąść a on zaproponował, że może dosiądzie się do niego i jego kolegów. Cudowny uśmiech z rzędem białych zębów od razu trafił do jej serca. Od tego momentu byli nie rozłączni. Na początku Emily nie przeszkadzała jego pewność siebie czy też popisywanie się przed kumplami. Jednak z każdym dniem coraz bardziej do niej docierało, że książę z bajki wcale nie jest księciem, ale ropuchą, która nawet mimo pocałunków się nie zmienia. 
- Trevor, jak na dzisiejszym treningu? – spytała Emily, gdy witała się buziakiem w policzek z wysokim szatynem o brązowych oczach. 
- W porządku. Mam duże szanse na dziką kartę w Wielkim Szlemie – powiedział. 
- To super! Załatwisz nam wejściówki? – zapytał od razu Zac.
- Zobaczę co da się zrobić – powiedział Trevor. 
Szatyn wcale nie chciał, mówić otwarcie, ale wcale nie zamierzał zapraszać swojej paczki na Wielki Szlem. Czasami zastanawiał się dlaczego z nimi się zadaje. Był synem znanego polityka oraz całkiem dobrze zapowiadającym się tenisistom. Od nowego sezonu miał zacząć brać udział w turniejach by stopniowo przebijać się do grona czołowych tenisistów. W szkole uważany był za najprzystojniejszego chłopaka. Brązowe włosy, ciemne oczy oraz czarujący uśmiech to było coś co uwielbiały dziewczyny. On jednak nie miał czasu na związki. Po szkole codziennie szedł na kort i trenował do późnych godzin wieczornych, a musiał przecież jeszcze kiedyś odrobić lekcje czy nauczyć się na jakiś ważny sprawdzian, a nie wspominając już o jakimkolwiek życiu towarzyskim. Patrząc na Zaca uświadomił sobie, że zupełnie nie wie czemu się z nim zadaje. Zaczynał mu działać na nerwy ten cały jego szpan przed kumplami. On sam mimo, że był synem znanego polityka nie chwalił się na prawo i lewo nowym telefonem. Na dodatek Zac uważał się zawsze za najmądrzejszego. Nie znosił krytyki i wszyscy zawsze musieli robić to co on chce. Szatyn zastanawiał się również dlaczego taka dziewczyna jak Emily jest z kimś takim. Córka profesora miała znacznie więcej oleju w głowie niż druga blondynka w ich paczce – Jenny, dlatego ten fakt go dziwił. On sam już od dawna miał ochotę powiedzieć chłopakowi co o nim myśli. Nawet nie wiedział czemu tego nie zrobił. Może bał się tego, że po prostu zostanie bez kolegów? 
- Na kogo czekamy jeszcze? – spytał Trevor. 
- Tylko na Jenny, bo Robert zarobił szlaban – powiedział Zac i na oczach wszystkich pocałował namiętnie Emily.
Trevor przewrócił oczami i to nie na samo wspomnienie Jenny, której nie znosił, ale z powodu okazywania uczuć w miejscu publicznym. Jego zdaniem coś takiego powinno być zakazane i karane grzywną. Przecież ludzie nie muszą tego oglądać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz