niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 10 - Więc nie myśl nawet przez sekundę, że jesteś niezastąpiony


- Cześć tatusiu! - Rudowłosa dziewczyna rzuciła się ojcu na szyję, gdy zastała pod szkołą jego samochód. 
- Cześć księżniczko - objął ją i mocno przytulił. - Gotowa na weekend w mieszkaniu swojego staruszka. 
- Pewnie! - odparła z uśmiechem i wrzuciła do bagażnika swoją torbę z rzeczami, którą miała od rana ze sobą. - Tęsknię za tobą tato - kolejny raz się do niego przytuliła. 
- Ja za tobą też - wyszeptał w jej włosy. - Obiecuję, że będziemy spędzać ze sobą jeszcze więcej czasu. 
Mark miał ogromne wyrzuty sumienia, że tak mało czasu spędzał z córką. Jednak była żona wcale mu tego nie ułatwiała. Ostatnio wykłócał się z nią o częstsze spotkania z Laylą. Nie byli małżeństwem, ale to dalej było jego dziecko. Jego mała kruszynka, którą kochał całym sercem. Dlatego chciał, żeby rozwijała swoją pasję. Wiedział, że jest w tym piekielnie dobra. A na dodatek mądra i piękna. Otworzył jej drzwi, a potem zajął miejsce za kierownicą. 
- I co tam w domu? - spytał jak zawsze, gdy tylko ją widział. 
- Dobrze. Mama i David oraz Emily mają jechać do jego rodziców. Też dostałam zaproszenie, ale jakoś głupio mi tam jeździć - wzruszyła ramionami. - Dobrze, że mogę zostać u ciebie tato. 
- Zawsze możesz do mnie przychodzić. Kiedy tylko będziesz miała na to ochotę. Klucze masz, prawda? 
- Mam - pokiwała głową. 
- No więc właśnie. - uśmiechając się radośnie Mark kątem oka zerknął na córkę - A co słychać u Ciebie? Postanowiłaś już coś w sprawie swojej sportowej przyszłości?
- Jason bardzo chce, żebyśmy wystartowali w turnieju za dwa tygodnie, ale potrzebne jest wpisowe. A mama się uparła, że mi nie da żadnych pieniędzy. Nawet kieszonkowe mi wstrzymała z tego powodu - westchnęła. - Tato, czy ja zmarnuje sobie przez łyżwiarstwo życie? 
- A czy kiedykolwiek czułaś, że przez łyżwiarstwo coś tracisz? 
- Nigdy. Od kiedy pierwszy raz zabrałeś mnie z mamą na lodowisko czułam, że to moje życie. 
- I takim oto sposobem sama odpowiedziałaś sobie na zadane wcześniej pytanie. - nie odrywając wzroku od jezdni mężczyzna uśmiechnął się szeroko - A o pieniądze się nie martw. Jeśli tylko z Jasonem postanowicie wystąpić na turnieju, pokryje wszelkie koszta.
- Naprawdę tato? - spytała zaskoczona. 
- Naprawdę, naprawdę. Nie martw się o to.
- Dziękuję - uśmiechnęła się z wdzięcznością. - To dziwne, że ty i David popieracie moją pasję, a tylko mama jest przeciwna. 
- Martwi się o Ciebie i nie chce byś zawaliła przez to naukę. Ale nie zawalisz, prawda? Ufam ci i wiem, że mnie nie zawiedziesz.
- Nie zawalę tato - obiecała. - Wiem, że teraz bez wykształcenia w razie kontuzji nie będę miała niczego, ale chcę spróbować. Zobaczyć, czy jesteśmy tak dobrzy jak wszyscy nam to mówią. Ja i Jason doskonale się rozumiemy. Znamy się. 
- A więc ode  mnie masz zielone światło. Będę Cię wspierał w każdej Twojej decyzji, kochanie.
- Dziękuję tato - powiedziała, gdy wysiedli pod budynkiem, gdzie mieszkał Mark. - Jesteś najlepszy na świecie - ponownie się do niego przytuliła. 
- Bo mam najlepszą córkę na świecie. - śmiejąc się głośno brunet odwzajemnił gest
- Wiadomo - mrugnęła do niego, gdy wchodzili po schodach. Zawsze dobrze czuła się u ojca. Lubiła rodzinę, którą mama stworzyła z Davidem. Nie miała nic ani do niego ani do Emily. W zasadzie blondynka była jej przyjaciółką, prawdziwą siostrą. - Zamawiamy coś do jedzenia? 
- Możemy, ale możemy również coś razem upichcić. Gdzieś czytałam, że to świetna okazja na zacieśnianie stosunków ojca z córką. - otwierając przed córką drzwi puścił ją do środka 
- Jestem za - pokiwała głową. - Wiesz, że nie traktuję Davida jak ojca, prawda? Ty nim jesteś. I nikt tego nie zmieni - uśmiechnęła się do niego. 
- Wiem, kochanie. - delikatnie musnął swoimi wargami jej odsłonięte czoło - Doskonale o tym wiem. I wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? 
- Wiem i w sumie to… ostatnio byłam na… no chyba to była randka - powiedziała i lekko zarumieniła się. 
- Tak? - Mark spojrzał na córkę uważnie - Co to za chłopak? Jak ma na imię? Chodzi do twojej szkoły? Kim są jego rodzice? - strzelając pytaniami jak z karabiny mężczyzna nawet na chwilę nie spuszczał z dziewczyny wzroku
- Tato, wyluzuj - zaśmiała się lekko. - Wiem, że zadawanie pytań to twój zawód, ale ja nie jestem o nic oskarżona. 
- A ja chcę się tylko upewnić, że nic ci nie grozi ze strony tego chłopaka. Jeśli cię skrzywdzi to przysięgam, że tak go urządze, że popamięt mnie do końca swoich dni! 
- Ma na imię Trevor. Chodzi z Emily na fizykę. Trenuje tenis i nawet weźmie udział w Wielkim -Szlemie, cokolwiek to jest - przewróciła oczami. - A jego ojcem jest ten polityk Montgomery. 
- A na tej “chyba randce” - Mark wyraźnie zaakcentował ostatnie słowa - było całkiem znośnie?
- Byliśmy w kinie. Na komedii romantycznej, a potem odwiózł mnie pod dom i odprowadził pod same drzwi. Czy to zadowala prawnika Marka McAdamsa? 
- Wiesz… a czy ten cały Trevor… - mężczyzna lekko się zarumienił, nie był przygotowany na rozmowę z nastoletnią córką na takie tematy - … czy w tym kinie, albo pod domem on w żaden sposób nie próbował naruszyć twojej nietykalności cielesnej?
- Tato… - jęknęła zażenowana. 
- Ja się tylko pytam. To tylko pytanie, kochanie.
- Nic nie próbował. Udostępnił mi tylko swoje ramię i pożyczył marynarkę, bo było zimno. 
- Wychodzi na to, że całkiem kulturalny chłopak z tego Trevora. - uśmiechając się mężczyzna puścił do córki oczko - Taki dobry materiał na przyszłego zięcia.
- Nie zapędzaj się - mruknęła do ojca. - To tylko kolega. Zresztą kumpluje się z tym kretynem - Zackiem, chłopakiem Emily. A to jest dość poważny minus. 
- Mam nadzieję, że nie będzie brał z kolegi przykladu, bo w przeciwnym razie naprawdę się z nim policzę. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek skrzywdził moją ukochaną księżniczkę. 
- Raczej jest roz… Oja! - przerwała w połowie zdania. - Kupiłeś moje ulubione ciastka! Ale czad! - zawołała i od razu otworzyła paczkę. 
- Czasem mam wrażenie, że czas zatrzymał się  w miejscu i nadal masz osiem lat - śmiejąc się mężczyzna z czułością spojrzał na córkę - I czasem mam ogromną ochotę, żeby tak właśnie było i żebyś zamiast chłopakami interesowała się ciastkami…
- Ja się nim wcale nie interesuje - odpowiedziała i zaczęła jeść pierwszą słodkość. - To on mnie zaprosił do kina. No, ale z ciastkami od tatusia przegra zawsze. 
- Powiedzmy sobie szczerze, z takim tatusiem to każdy przegrywa w przedbiegach, moja droga! 
- Oczywiście, że tak! - pokiwała głową. - Mogę z tobą zamieszkać tato? - Dziewczyna nagle stała się poważna. Od dawna chciała z nim o tym porozmawiać. Czuła, że ona i matka muszą od siebie odpocząć. Ciągłe awantury nie poprawiały atmosfery w domu, a na dodatek raniły Emily i Davida. Layla, nigdy nie uważała, że to wina Davida, że jej rodzice nie są razem, ale nie mogła go polubić w taki sposób w jaki chciała jej mama. 
Mark momentalnie spoważniał. Oczywiście, że dla niego nie byłoby problemem, aby Layla z nim zamieszkała. Miał bardzo dużo zaległego urlopu, który w końcu mógłby wykorzystać, aby pobyć sam na sam z córka. Najchętniej jeszcze dzisiaj pojechałby do byłej żony po rzeczy swojej córki, ale z drugiej strony wiedział, że nie mógł tak postąpić. Chciał być fair w stosunku do wszystkich - Layly, Monicy i siebie.
- Wiesz, że gdyby to ode mnie zależało już dawno byś ze mną mieszkała. Ale obiecuję Ci, że po porozmawiam z mamą i zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby przystałą na tę propozycję, zgoda? 
- Zgoda - pokiwała głową. - To nie tak, że mama jest zła. Ona po prostu mnie nie rozumie. Nie mówię, że przestałam być jej córką, bo ma nową rodzinę, ale chyba potrzebujemy odpocząć od siebie. A u ciebie też mam swój pokój i miejsce do spania - uśmiechnęła się lekko. Chociaż nie przyznała się nikomu to rozwód rodziców mimo upływu dziesięciu lat dalej był dla niej ogromnym przeżyciem. 
- Zobaczymy co da się zrobić w tej sprawie. Obiecuję ci to.
- Dziękuję - pozwoliła się przytulić. Tata dawał jej ogromne wsparcie. Chociaż nie chciała żeby był sam to cieszyła się, że nie ma nikogo, że nie musiała walczyć o jego uwagę. W jego mieszkaniu znowu czuła się małą dziewczynką, taką jak była kiedyś, gdy zabierał ją na weekend do siebie. Wspólne zabawy, oglądanie telewizji, posiłki czy czytanie bajki na dobranoc. Z tym się jej kojarzył i tym dla niej był. Opoką. Dla niego była ukochaną córką, a on dla niej mimo wszystko najważniejszym mężczyzną na świecie. 

Kilka dni później
Opierając się ramieniem o framugę Emily westchnęła głośno. Nie wierzyła w to co właśnie się działo. Była przekonana, że Layla bardzo dobrze czuje się w domu, który wszyscy razem stworzyli. Co prawda ostatnio bardzo często dochodziło między rudowłosą a jej matką dochodziło do kłótni, ale blodnynka nigdy nie sądziła, że to jej przyrodnia siostra zdecyduje się na wyprowadzkę. 
- Czuję się jakbyś wyprowadzała się na zawsze. - krzyżując ręce na piersi dziewczyna uważnie spojrzała na Laylę, jednocześnie ignorując wibracje swojego telefonu w kieszeni spodni - Ale nie wyprowadzasz się na zawsze, prawda?
- Nie - odpowiedziała rudowłosa. - To tylko miesiąc. Tata bierze cały miesiąc urlopu. Dasz wiarę? 
- Twój tata to spoko gość. - uśmiechając się niepewnie Emily podeszła bliżej i zajęła miejsce na łóżku - Ten miesiąc będzie dla mnie prawie jak wieczność. Wiesz jak będzie mi brakować naszych środowych wieczorów filmowych i ploteczek przed snem. 
- Możemy rozmawiać przez telefon. - Layla próbowała pocieszyć blondynkę. - Tylko ja i mama… No my musimy odpocząć od siebie. Tata wpłacił wpisowe na turniej. Przyjdziesz prawda? Oczywiście David też jest zaproszony. 
- Pewnie, że będziemy! Nawet nie ma mowy, żebyśmy to opuścili! A spróbuj mi tylko nie wygrać to cię normalnie wydziedziczę - irytujące brzęczenie telefonu zaczynałą ją wkurzać, doskonale wiedziała, kto ją tak niepokoi i dlatego nie miała najmniejszej ochoty odbierać - Obiecuję! 
- Super - uśmiechnęła się. - Matko, czy ten dupek nie może dać ci spokoju nawet, kiedy rozmawiasz ze mną? - spytała lekko zirytowana Layla. - No i wiesz Emily, opiekuj się naszą mamą - poprosiła rudowłosa. Nigdy nie czuła się zazdrosna o Monicę i o to, że córka Davida w jakiś sposób tak jest przez nią traktowana. Dla Layli to już nie była tylko jej mama, ale ich wspólna. 
- Będę najlepiej jak tylko potrafię! - obiecała dziewczyna - A teraz przepraszam, ale zobaczę o co chodzi bo inaczej mi nie da spokoju. - sięgając po swoją komórkę blondynka głośno westchnęła - Wiesz, jeszcze nikomu tego nie mówiłam, ale chcę zerwać z Zackiem i zrobię to jutro, jeszcze przed zajęciami. 
Spoglądając na wyświetlacz Emily tylko utwierdziła się w fakcie, że dobrze robi kończąc ten związek. Kilka nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt SMS-ów, wszystko od jej jeszcze chłopaka i wszystkie o podobnej treści. Żadnej troski i zaniepokojenia brakiem jej “obecności”, jedynie ciągłe wyrzuty.
“Dlaczego do jasnej cholery nie odbierasz?! Łaskawie mogłabyś uraczyć mnie chwilą uwagi, jesteś w końcu MOJĄ dziewczyną!”
Po raz kolejny została potraktowana jak rzecz, jego rzecz. Żadnych wyższych uczuć, najlepiej, żeby blondyka była na każde najmniejsze skinienie chłopaka. 
“Mówiłam Ci przecież, że Layla dzisiaj się wyprowadza do ojca i że będę jej pomagać przy pakowaniu. Zadzwoniłabym, gdybyśmy skończyły”
“Oczywiście, bo to, że ona zmienia lokum z powodu jakiegoś kaprysu to dla ciebie powód, żeby mnie olewać. Daj spokój. Jakoś w szkole potrafisz z nią cały dzień nie rozmawiać, a ona jest po prostu nudna”
- W końcu zmądrzała! - Rudowłosa wyrzuciła dłonie w górę. - To twoja najlepsza decyzja od kiedy z nim jesteś. 
- Ostatnio Zac przechodzi samego siebie w byciu idiotą, naprawdę. - Emily teatralnie przewróciła oczami jednocześnie odpisując chłopakowi - Już od pewnego czasu się z tym zamiarem zbierałam, ale jakoś rezygnowałam. Jutro doprowadzę sprawę do końca. 
“Dobrze, że ty jak zwykle uroczy i zabawny. Jakbyś zapomniał to moja siostra i nie pozwalam Ci jej obrażać. Ani teraz, ani nigdy!”
“Nie zabronisz mi tak o niej mówić. A ona nie powinna być ważniejsza niż ja! To nawet nie jest twoja rodzona siostra.” 
- Montgomery mówi dokładnie to samo - mruknęła pod nosem Layla. - Na twoim miejscu zakończyła bym to teraz, bo w szkole zacznie znowu mącić. 
- Nie chciałam robić tego przez głupiego SMS-a, ale jeszcze trochę mnie podenerwuje, a naprawdę to zrobię. 
Emily wychodziła z założenia, że każdy zasługuje na rozmowę i wytłumaczenie. Dlatego też mimo, że zerwanie byłoby o wiele łatwiejsze przez telefon, chciała powiedzieć to Zacowi prosto w oczy, najlepiej jeszcze przy jego wszystkich kolegach, ale z drugiej strony czytając ostatniego smsa od bruneta czuła się jak tykająca bomba, która w każdej chwili mogła wybuchnąć.
“Mówiłam ci to już wielokrotnie i powtórzę jeszcze raz - Layla jest moją SIOSTRĄ! I nie życzę sobie byś ją kiedykolwiek obrażał. Ale jeśli tak bardzo ci to przeszkadza to w takim razie Ty możesz zaraz przestać być moim chłopakiem!”
Sama nie wierzyła, że wysłała Zacowi taką wiadomość. Takie zachowanie gryzło się z jej postanowieniem, ale emocje wzięły nad nią górę. 
- Co ty w nim widziałaś? Nawet mój ojciec go nie lubi - stwierdziła młodsza z dziewczyn, gdy przeglądała książki do czytania. 
“Nie bądź śmieszna. Jesteśmy razem i to się nie zmieni. Po prostu ona nie może być ważniejsza niż ja! To jestem twoim facetem!” 
- Sama coraz częściej zadaje sobie te pytanie. - place dziewczyny z zawrotną wręcz prędkością wystuikwały na ekranie telefonu odpowiedź - I masz rację, lepiej odwalić gangrenę szybko i za jednym zamachem.
“To ty jesteś śmieszny. Layla zawsze będzie ważniejsza od ciebie, a w tym momencie ty jesteś dla mnie na przegranej pozycji. To koniec Zac, nie mam siły udawać, że jest dobrze. Nic nas nie łączy i nigdy nie będzie łączyć.”
“Co?! Nie masz prawa ze mną zerwać! Beze mnie jesteś nikim w tej szkole! Jeszcze będziesz mnie błagać o powrót! Na twoje miejsce jest kilka innych!” 
“Pierdol się, Quatrin!”
Nie czekając na żadną odpowiedź ze strony bruneta, dziewczyna wyłączyła telefon. Uśmiechając się do siostry wzięła głęboki oddech.
- Wreszcie jestem wolna, koniec z Zackiem…

niedziela, 26 lutego 2017

Rozdział 9 - Nie powiem ci, co to naprawdę jest. Mogę ci jedynie powiedzieć, jak się czuję


Layla wygładzała raz po raz swoją zieloną bluzkę, którą miała na sobie. Nie wiedziała dlaczego tak bardzo denerwuje się przed spotkaniem z Trevorem. Przecież to do niczego nie zobowiązywało. Szli tylko do kina na jakiś film. Nie chciała przyznać sama przed sobą, że Montgomery zaczął się również podobać jej. Nie sądziła jednak, że kiedykolwiek zwróciłby na nią uwagę inaczej niż na siostrę swojej przyjaciółki. Przejechała usta bezbarwnym błyszczykiem. Postanowiła nie czekać na niego w domu, ale zejść na dół i czekać przed budynkiem.
Tymczasem Trevor siedząc w samochodzie, pożyczonym specjalnie na tę okazję od swojego ojca, zatrzymał się przed skrętem na ulicę, przy której stał dom Layly. Sam nie wiedział, czemu tak się denerwuje? Przecież to on wyszedł z propozycją tego spotkania, a teraz zaczął się obawiać, że rudowłosa najzwyczajniej w świecie go wyśmieje, albo w ostatniej chwili zmieni zdanie. Przeglądając się w lusterku wstecznym chłopak ocenił jeszcze swoją fryzurę po czym ponownie zapalił samochód i ruszył po Laylę.
Spacerowała wzdłuż wejścia do ich domu. Pocierała ramiona nerwowo. W końcu zauważyła jak jakiś samochód parkuje przy chodniku, a potem wysiada z niego Trevor. Uśmiechnęła się lekko do niego i założyła za ucho kosmyk niepokornych włosów.
- Cześć - przywitała go nieśmiało, gdy zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Cześć - na widok dziewczyny chłopak nie mógł się nie uśmiechnąć - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Ty również bardzo dobrze - powiedziała, ale w duchu jęknęła z żałości. Przecież wyglądał nieziemsko, aż nogi się pod nią ugięły.
- Uważaj bo jeszcze ci się tutaj zaczerwienie. - śmiejąc się Trevor otworzył przed Laylą drzwi od strony pasażera - Zapraszam.
- Dziękuję - wsiadła do środka i zapięła pasy.
Wciąż się uśmiechając brunet zajął swoje miejsce. Zapalając samochód wyjechał na ulicę i prowadząc kątem oka zerknął na swoją pasażerkę.
- Na jaki film idziemy?
- To znowu ty. Podobno jakaś komedia romantyczna.
- Myślałam, że pójdziemy na… jakiś film akcji - powiedziała zaskoczona, bo dokładnie na to była przygotowana. Jej mózg wcale nie akceptował słowa randka.
- Nie byłem pewny czy będzie ci taki film akcji odpowiadać i wolałem bezpieczniej pójść w komedie romantyczną.
- To miło z twojej strony - uśmiechnęła się.
- Mam rozumieć, że lubisz komedie romantyczne. W sumie mogłem zapytać Emily, ale wolałem jej nie dawać więcej powodów do rozmów i tak już o naszej... - brunet na chwilę się zaciął - … o naszym spotkaniu wie już chyba cała szkoła.
- Tak, bo moja siostra to paskudna papla. Mówiłam jej, że ma trzymać język za zębami.
- Dlatego wolałem zdać się na swoją intuicję. - co chwila chłopak zerkał na dziewczynę, nie mógł się na nią napatrzeć, wyglądała dzisiaj wyjątkowo zjawiskowo
-I nie zawiodła cię - uśmiechnęła się do niego.
- Ufff. - odwzajemniając uśmiech Trevor czuł jak powoli cały stres z niego zszedł i odprężył się - A jak twoja kariera sportowa? Już coś zdecydowałaś więcej?
- Tak, zdecydowałam się spróbować startów. W końcu może wyjść z tego coś więcej niż tylko dramat.
- W takim razie będę mocno trzymał kciuki.
- Nie dziękuję. A kiedy zaczynasz Wielki Szlem?
- Równo za tydzień.
- Stresujesz się już?
- Przy tobie cały stres gdzieś uszedł. - zerkając kątem oka brunet chciał zobaczyć reakcje dziewczyny - Może będziesz moim talizmanem szczęścia?
- Ja? Przecież mnie tam nawet nie będzie, ale jeśli pokażą w telewizji to obiecuję oglądać - zaśmiała się nerwowo.
- Ale jakbyś zmieniła zdanie, wszystko załatwię. - uśmiechając się delikatnie chłopak ponownie skupił się na jeździe i już po paru chwilach zaparkował pod kinem - Jesteśmy na miejscu.
- Widzę - powiedziała, gdy wysiadła z samochodu. - Bardzo dobrze jeździsz.
- Ojciec zawsze nalegał na to, że muszę jak najszybciej zrobić prawo jazdy i sam mnie uczył jeździć.
- Ja cały czas nie mogę się przemóc, żeby spróbować.
- Mogę cię trochę podszkolić. Sama mówiłaś, że dobrze jeżdżę, może się okazać, że nauczycielem też jestem niczego sobie.
- Przemyślę to - zaśmiała się pod nosem.
- Pani pozwoli. - stając przy niech Trevor wystawił w jej stronę swoje ramię
- Bardzo chętnie - ujęła go po ramię.
Nie sądziła, że będzie się, aż tak dobrze bawić z Trevorem. Jednak film był nawet dobry, a oni zaśmiewali się do łez. Kilka razy ich dłonie przypadkiem otarły się o siebie, a wtedy uciekali wzrokiem w drugą stronę. Ta sytuacja zarówno dla niej jak i dla niego była nowa. Wcześniej oczywiście umawiali się na randki i wychodzili gdzieś z osobami przeciwnej płci, ale żadna z tamtych relacji nie była wyjątkowa. Teraz było zupełnie inaczej i oboje doskonale odczuwali, że na linii pomiędzy nimi iskrzy. W końcu rudowłosa odważyła się na to, aby nieśmiało spojrzeć na swojego towarzysza, zamiast oddać się całkowicie końcówce filmu Trevor siedział zwrócony do niej twarzą i uśmiechał się promienie.
Ma naprawdę ładny uśmiech.
Karcąc się w myślach za swoje zachowanie dziewczyna niepewnie odwzajemniła uśmiech. Znajdowała się w kropce - z jednej wiedziała, że to nie jest najlepszy czas na miłość i związek, ale z drugiej nie mogła się oprzeć magnetycznemu spojrzeniu bruneta. W końcu mogli wyjść z kina na chłodny wieczór. Layla objęła się ramionami, bo jej cienki i ulubiony sweterek okazał się zbyt słabym zabezpieczeniem przed zimnem.
Widząc jak ciało dziewczyny reaguje na chłód Trevor, nie zastanawiając się długo, zdjął swoją -marynarkę i nałożył jej na ramiona.
- Powinna się przydać. - chłopak uśmiechnął się delikatnie
- Dziękuję, ale tobie będzie chłodno.
- Spokojnie, ja nie jestem ciepłolubny, lubię przyjemny chłód.
- To miłe z twojej strony.
- Mam nadzieję, że bawiłaś się równie dobrze jak ja? - otwierając jej drzwi od strony pasażera, nawet na chwilę nie spuszczał z niej wzroku
- Bardzo dobrze - pokiwała głową z entuzjazmem i wsiadła do samochodu.

Tymczasem
Siedząc na samym końcu kanapy w salonie Jenny Emily skrzyżowała ręce na piersiach. Nie chciała tutaj być, nadal miała za złe Zacowi, że wczoraj, przy całej ich paczce, obraził Laylę. Blondynka doskonale wiedziała, że zarówno jej przyrodnia siostra, jak i jej chłopak nie pałają do siebie miłością, ale miała nadzieję, że przynajmniej spróbują jakoś się tolerować. Na początku ich związku dziewczyna starała się ignorować ich wspólne zwady, jednak z czasem coraz bardziej zaczęło jej to ciążyć, a teraz stało się to wręcz nie do wytrzymania. Emily doskonale pamiętała jak Layla starała się jej wyperswadować więź z Quatrinem, przekonując, że brunet jest egoistycznym dupkiem. Z perspektywy czasu Hiddleston, że w słowach rudowłosej było bardzo dużo prawdy.
Dzisiaj było tak samo. Dziewczyna, nie miała najmniejszej ochoty przychodzić do Jenny. Mówiła o tym Zacowi, a co zrobił brunet? Przyjechał po nią i oznajmił, że nie ma wyjścia i musi z nim iść, bo już wszyscy na nich czekają. Mimo początkowych sprzeciwów, w końcu, dla świętego spokoju uległa, a teraz siedząc obok swojego chłopaka i czując jego rękę na swoim kolanie żałowała, że zgodziła się na wieczorne wyjście do Jenny. Coraz bardziej męczyła się w tym związku i czuła, że dłużej tak nie wytrzyma. Musi to zakończyć. Poczeka tylko na odpowiedni moment. Zac, nic nie robił sobie z obecności ich przyjaciół i bezwstydnie przesunął swoją prawą rękę wyżej, na jej udo. Tego było za dużo.
- Pójdę do kuchni po wodę. - blondynka strząchnęła rękę chłopaka ze swojej nogi i nie czekając na reakcję reszty wyszła z salonu
Rodziców Jenny nie było, więc paczka przyjaciół miała cały dom dla siebie. Nalewając do wysokiej szklanki wody dziewczyna wypiła spory łyk, po czym stojąc tyłem do wejścia, oparła się dłońmi o kuchenny blat. Przymykając powieki Emily lekko kiwnęła głową, w tym samym momencie poczuła ręce na swoich biodrach i ciężar męskiego ciała na swoich plecach. Jednocześnie miękkie wargi zaczęły składać krótkie pocałunki na jej odsłoniętym karku.
- Zac, co ty robisz? - prostując się zauważyła jedynie dłonie bruneta, które wędrowały po jej biodrach w dół i w górę - Co wyprawiasz? Przestań.
- Daj spokój, przecież to lubisz. - jego głos tuż przy jej uchu jeszcze bardziej ją rozwścieczył
- Ale nie jesteśmy sami. - kładąc swoje dłonie na rękach chłopaka blondynka pewnym gestem zabrała je swojego ciała i odwróciła się w jego kierunku - Słyszysz co mówię?
- Zawsze możemy znaleźć jakieś bardziej ustronne miejsce. - Quatrin uśmiechnął się nonszalancko pochylając się w jej stronę i chcąc ją pocałować
- Przestań. - uchylając się dziewczyna odsunęła chłopaka na odległość ramion
Nie chciała podnosić głosu, aby siedzący w salonie przyjaciele ich nie słyszeli.
- O co ci znowu chodzi? - Zac z dezaprobatą pokręcił głową - Znowu masz jakieś swoje humorki?
- Ja mam humorki? A jak ty mnie traktujesz? Macanie mnie przy reszcie jakoś nie za bardzo jest mi na rękę.
- Jakie znowu macanie? Bo położyłem ci dłoń na kolanie, to uważasz za macanie? Jeszcze jakiś czas temu to ci zupełnie nie przeszkadzało.
- Ale teraz mi przeszkadza, dobra?
- Dobrze się czujesz? Bo mam wrażenie, że ostatnio zdrowo ci odpieprza.
- Super masz o mnie mniemanie, kochanie. - uśmiechając się ironicznie Emily skrzyżowała ręce na piersiach - Ale czego ja się mogłam spodziewać, przecież nikt nie jest taki świetny jak ty, prawda? Ale w sumie nie obchodzi mnie to, wracam do domu, a ty baw się dobrze.
Blondynka już chciała odejść, jednak Zac mocno złapał ją za nadgarstek.
- Nigdzie nie idziesz, słyszysz? - brunet zdecydowanym ruchem przyciągnął dziewczynę do siebie, tak, że ich twarze dzieliły raptem milimetry, z trudem starał się zachować spokój - Przyszliśmy tutaj razem i wyjdziemy razem, kiedy powiem, że idziemy. Zrozumiałaś?
- Zac, puszczaj mnie. To boli. - na jej twarzy pojawił się grymas - To naprawdę boli.
Oboje usłyszeli czyjeś kroki. Quatrin zwolnił uścisk po czym stanął obok blondynki i objął ją ramieniem. Znów przyjął łagodny wyraz twarzy.
- O sorry. - wchodząc do kuchni Brad uśmiechnął się zmieszany - Chciałem tylko napić się wody - jego wzrok powędrował na Emily - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - śmiejąc się Zac swoimi wargami musnął policzek dziewczyny - Przyłapałeś nas, chcieliśmy chwilę pobyć sami. Ale już do was wracamy, prawda kochanie?
Dłoń bruneta mocniej zacisnęła się na ramieniu Hiddleston.
- Tak, prawda. - blondynka uśmiechnęła się nerwowo - Już wracamy do salonu…

niedziela, 19 lutego 2017

Rozdział 8 - Weź mą dłoń. Weź cały mój świat także. Nie mogę się powstrzymać przed zakochaniem w tobie


Layla siedziała razem ze Stellą na stołówce. Zajadały się wspólnie ciastkami, które zrobiła koleżanka rudowłosej i śmiały się z jakiegoś artykułu w gazecie. McAdams kompletnie zapomniała o tym, że Trevor miał usiąść obok niej. W zasadzie to wcale nie przyłożyła do tego uwagi, bo sądziła, że się z niej nabija. W końcu należał do paczki Zaca, który właśnie śmiał się na całe pomieszczenie z jakiegoś żartu kogoś z paczki. Równocześnie rozglądał się czy wszyscy dookoła widzą jak wspaniale się bawi. Layla zauważyła jednak, że Trevora nie ma przy ich stoliku. Zauważyła go, gdy stał w kolejce po jakiś napój. Pomachał jej, a ona kiwnęła mu tylko głową. Potem przerażona stwierdziła, że on faktycznie idzie w ich kierunku. 
- Siadaj Trevor - zawołał do niego Zack, ale chłopak tylko pokręcił głową i skręcił lewo zamiast w prawo. - No, gdzie ty idziesz? 
- Cześć Layla - powiedział z uśmiechem do rudowłosej i zajął miejsce naprzeciwko niej. 
- To ja idę do tej biblioteki - powiedziała Stella i zabrała swoje rzeczy.
- Miałaś iść po zajęciach. 
- Ale muszę iść teraz - stwierdziła dziewczyna i już szła w stronę wyjścia. 
- Cześć, Trevor - odwzajemniła jego gest McAdams. - Pomyliłeś stoliki czy jak? 
- Nic podobnego - uśmiechając się szeroko chłopak wygodniej rozsiadł się na plastikowym krzesełku - Przecież ostatnio mówiłem, że się do ciebie przysiądę.
- A po co? - uniosła pytająco brew do góry. 
- A czy do tego musi być jakiś powód? - nawet na chwile nie spuszczając z niej wzroku Trevor otworzył swój napój - Po prostu pomyślałam, że możemy razem zjeść lunch.
- Jasne, że możemy - wzruszyła ramionami. 
- Chyba przestraszyłem twoją koleżankę, co? 
- Chyba tak - uśmiechnęła się lekko. 
- Naprawdę jestem taki straszny? - śmiejąc się chłopak wziął spory łyk napoju 
- Nie… Jesteś przystojny. Jeny - jęknęła zażenowana. - Przepraszam - powiedziała i poczuła jak jej policzki przybierają barwę szkarłatu. 
- Nie masz mnie za co przepraszać - odpowiadając uśmiechem nie umiał ukryć zadowolenia - Podbudowałaś moje ego, bo już myślałem, że dostanę angaż jedynie do głównej roli w Pięknej i Bestii i bynajmniej nie zagrałbym Pięknej.
- Cóż myślę, że miałbyś jeszcze większe powodzenie w damskiej części szkoły niż masz.
- E tam, przesadzasz. Wcale tak dużo adoratorek nie mam. A już z pewnością mniej niż ty wielbicieli. 
- Znajdź mi chociaż jednego - przewróciła oczami. 
- A jeśli znajdę jednego to obiecaj mi, że pójdziesz ze mną do kina.
- Zakład stoi - przytaknęła na jego układ. 
- Chcesz żebym wskazał ci chociaż jednego, tak? A więc proszę, siedzi tuż przed tobą, a teraz powiedz mi czy jutrzejszy wieczór pasuje ci na wyprawę do kina? - może i zachował się jak wariat, ale postanowił postawić sprawę jasno i albo wygra wszystko, albo odejdzie z niczym
- T...T...Ty? - wykrztusiła zaskoczona. 
- Dokładnie. - uśmiechając się szeroko chłopak uważnie przyglądał się jej drobnej twarzy, aby móc wyczuć jak zareaguje na jego wyznanie - A więc jutro, 19? Wpadnę po ciebie.
- Jasne - pokiwała głową. - Będę gotowa na 19. 
- Super. Będę punktualnie, a teraz uciekam na chemię, bo jak się spóźnię Smoczyca znowu weźmie mnie do odpowiedzi. Do zobaczenia jutro, Layla. - wstając od stolika z twarzy Trevora nawet na ułamek sekundy nie schodził uśmiech, w końcu udało mu się dopiąć swego i jutro czeka go przemiły wieczór w towarzystwie dziewczyny, która od kilku dni cały czas zaprzątała jego myśli.
- Do jutra - uśmiechnęła się lekko i pomachała mu. 
Layla dokończyła swoją sałatkę z oliwkami, a potem wyrzuciła pudełeczko do pobliskiego kosza na śmieci. Odłożyła tackę na miejsce i skierowała się do wyjścia. Zamierzała jeszcze wziąć ze swojej szafki dodatkową paczkę chusteczek. Była kompletnie zaskoczona zachowaniem Tevora. Jednak podobał się jej, był chyba normalny, a przynajmniej takie stwarzał pozory. Wychodziła właśnie ze stołówki, gdy ktoś szarpnął ją za ramię. 
- Emily! - krzyknęła oburzona rudowłosa. - Kompletnie ci odbija od kiedy jesteś z tym kretynem. 
- Nie emiluj mi tu teraz! Panno McAdams co to ma być?! 
- Ale o czym ty mówisz? - spojrzała na przyrodnią siostrę zaskoczona. 
- Już ty dobrze wiesz o czym mówię! Co to było z Trevorem, co? Podrywasz naszego szkolnego bożyszcze, siostrzyczko nie poznaję cię! - śmiejąc się blondynka objęła Laylę ramieniem - Cicha woda brzegi rwie!
- Nikogo nie podrywam - przewróciła oczami. - A nawet jeśli, to on w odróżnieniu od Zaca ma mózg i go używa. 
- A więc coś na rzeczy jest! - Emily udała, że nie słyszy uwagi odnośnie swojego chłopaka - To kiedy macie pierwszą randkę? 
- Spotykamy się jutro o 19. Idziemy do kina. 
-Patrzę, że nasz Trevorek też się nie patyczkuje! Jutro zrobimy cię na bóstwo! Zobaczysz Montgomery padnie jak cię zobaczy! - nie kryjąc entuzjazmu blondynka mocno przytuliła siostrę - Ależ ja się cieszę. Muszę powiedzieć reszcie, ale zrobię to kiedy spotkam się z nimi wieczorem na koszu. 
- Skoro musisz stać się naczelną plotkarą w szkole - wzruszyła ramionami. - To tylko wypad do kina. Nie ma o co robić hałasu. 
- Ja już swoje wiem, siostrzyczko! - Emily spojrzała uważnie na rudowłosą - Tu szykuje się jakaś grubsza sprawa i zobaczysz, że za jakiś czas powiem ci “a nie mówiłam”, zobaczysz i wspomnisz moje słowa.
- Matko, ogarnij się - przewróciła uwagę. - Nie dziwię się, że wcinasz tyle czekolady. Tyle papląc to już ją spaliłaś. 
- Oj tam, oj tam. Lecę na historię siostrzyczko, a wiesz jakbyś potrzebowała alibi przed Monicą to spokojnie możesz na mnie liczyć. - szybko muskając wargami policzek dziewczyny blondynka równie szybko jak się pojawiła zniknęła w tłumie wychodzących ze stołówki nastolatków.

KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Późnym popołudniem Brad, zgarniając ze swojego pokoju jedynie plecak i bluzę, planował w miarę szybko wydostać się z domu. Miał ku temu dwa powody - po pierwsze nie chciał się spóźnić na umówione spotkanie ze szkolnymi kolegami;  a po drugie wolał nie spowiadać się rodzicom z kim i dokąd się się wybiera. Chłopak oczywiście kochał zarówno swoją matkę jak i ojca, ale czasem miał wrażenie, że wciąż traktują go jak dziecko i pragną nadmiernie kontrolować, a on był już prawie dorosły. 
Mimo wcześniejszych założeń nie udało się mu się wymknąć nie spostrzeżony, zabarkowało kilku sekund. Jego mama zauważyła go w momencie, w którym naciskał na klamkę.
- Wybierasz się gdzieś? 
- Tak, idę się spotkać z kolegami ze szkoły. Umówiliśmy się na grę w kosza.
- Nowi koledzy? - kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a w kącikach jej oczu pojawiły się kurze łapki - Co to za koledzy? Jak mają na imię? Sympatyczni są? Może zaprosisz ich do nas, przygotuje wam coś smacznego.
- Mamooo, proszę cię! My nie mamy już dziesięciu lat i to są po prostu koledzy, okej? Tyle powinno ci wystarczyć na razie. - chłopak przewrócił oczami - A teraz idę, bo nie chcę się spóźnić. Cześć, będę późno.
Nie czekał na żadną reakcję rodzicielki. Szybko wychodząc z domu zerknął jeszcze na wyświetlacz swojego telefonu. Na szczęście razem z paczką Zaca umówił się na boisku niedaleko jego domu, więc powinien spokojnie zdążyć. Mimo wcześniejszych obiekcji co do Quatrina, Brad musiał stwierdzić, że pozory mogą mylić. Co prawda Zac za bardzo szpanował i uważał siebie za najpopularniejszego chłopaka w szkole,  jednak mimo wszystko Norton powoli zaczynał coraz lepiej czuć się w paczce, był rozpoznawany, szanowany i wreszcie nikt nie uważał go dziwaka. Z całej grupy jeszcze wyłącznie Emily działała mu na nerwy. Mieli mało okazji do rozmowy, ale za każdym razem gdy ją widział odnosił wrażenie, że jest jedną z tych przemądrzałych księżniczek, które myślą, że pozjadały wszystkie rozumy. Jej zachowanie chociażby na lekcjach historii tylko utwierdziło go w tym przekonaniu. Być może z czasem przekona się również do blondynki, podobnie jak to było w przypadku jej chłopaka. Chociaż strasznie nie znosił tego określenia to jednak wychodzi na to, że do tego potrzebny jest czas. 
- Cześć! - chłopak usłyszał za sobą lekko piskliwy wzrok - Brad, poczekaj! 
Odwracając się Norton zauważył wysoką, piękną blondynkę. 
- Cześć, Jenny.
Poznali się dzisiaj na ostatniej przerwie. O ile Emily wydawała się być przemądrzała, o tyle Smith była dokładnie jak te wszystkie blondynki z kawałów - śliczna, aczolwiek mądrością nie grzeszyła. 
Idealnie pasowałaby do Ricka.
Brunet nie mógł ukryć delikatnego uśmiechu. Poczekał chwilkę aż dziewczyna zrówna z nim krok po czym oboje ruszyli w dalszą drogę. Jenny cały czas paplała o jakiś błahostkach żwawo gestykulując, podczas gdy Brad jedynie lekko kiwał głową udając, że jej słucha. 
Kiedy doszli na miejsce spotkania okazało się, że brakuje już tylko Trevora. Witając się uściskiem dłoni z resztą chłopaków Norton kątem oka zerknął na Emily. 
- Jak jesteśmy wszyscy to muszę wam coś powiedzieć! Normalnie nie uwierzycie! Nasz Trevorek ma jutro randkę! - dziewczyna Zaca nie kryła zadowolenia
Przez grupkę przeszło chóralne “uuuu”. Jedynie druga blondynka lekko się skrzywiła.
- Z kim?  - do rozmowy włączył się Rick
- I tutaj uwaga! Z Laylą! 
- Tą rudą sztywniaczką?!
- Zac! Nie zapominasz się, co? - Emily spojrzała na Quatrina z wyrzutem - Mówisz o mojej siostrze! 
No nie próbuj mi wmówić, że jak ona z tobą o mnie rozmawia to wyznaje mi miłość, co? - Zac teatralnie przewrócił oczami - Toż ona mnie nie znosi, a ja nie cierpię jej. Ruda sztywniaczka i tyle.
Hiddleston mocno zacisnęła pięści, po czym nim nie mówiąc odwróciła się na pięcie i odeszła od całej grupy.
- Emily! No co ty najlepszego wyprawiasz?! - Quatrin poszedł za swoją dziewczyną i łapiąc ją mocno za nadgarstek pociągnął w bok, tak żeby reszta nie mogła słyszeć ich rozmowy
- Jestem ciekawa co Trevor w tej całej Layli widzi. - Jenny starała się być naturalna, jednak Brad od razu wyczuł co jest na rzeczy - Może to i siostra Emily, ale Zac ma racje, to ruda sztywniaczka. 
- Wygląda i zachowuje się jakby połknęła kij.
Norton lekko wzruszył ramionami. Wszystko wskazuje na to, że Trevor jest bardzo rozchwytywany i Shmit już ostrzyła sobie na niego pazurki. 

niedziela, 12 lutego 2017

Rozdział 7 - Ogień rozpala me serce doznawszy miłosnej zagrywki


Beznamiętnie mieszając łyżeczką w swoim jogurcie Emily starała się za mocno nie irytować na swojego chłopaka. Zac, będąc w otoczeniu kolegów, był w swoim żywiole. Z nieukrywaną satysfakcją opowiadał o kolejnych sukcesach w szkolnej drużynie. Blondynka z małym przerażeniem dochodziła do wniosku, że chłopak coraz bardziej działał jej na nerwy. Sama dokładnie już nie wiedziała czy Zac zawsze był taki, czy dopiero teraz zaczął przechodzić jakąś metamorfozę, która zdecydowanie szła w złym kierunku. Kiedyś nie wyobrażała sobie dnia bez chociażby krótkiej chwili z brunetem, a teraz łapała się na tym, że specjalnie popołudniami wymyślała sobie różne zajęcia tylko po to, żeby nie musieć wychodzić nigdzie ze swoim chłopakiem. Męczyła się w tym związku i chyba w niedługiej przyszłości będzie musiała to zakończyć.
Udając, że słucha Quatrina blondynka spojrzała na nowego chłopaka, który właśnie z tacą pełną jedzenia szukał sobie jakiegoś wolnego miejsca w szkolnej stołówce. Intrygował ją. Odkąd po raz pierwszy go zobaczyła była święcie przekonana, że to kolejny pseudo-twardziel - bezczelny. nieokrzesany i głupi, a tymczasem podczas ostatniej lekcji historii bardzo pozytywnie ją zaskoczył. Nie sądziła, że Brad ma jakąkolwiek wiedzę, nie licząc sportowych ciekawostek, a okazało się, że z historii był naprawdę dobry. Poza tym był przystojny i chyba sam nie zauważył tych nieśmiałyzych, dziewczęcych spojrzeń w jego kierunku.
- Brad! - głośny krzyk tuż nad jej uchem wyrwał ją z rozmyślań - Chodź do nas! Mamy wolne miejsce!
- Wy się znacie? - spytała zdziwiona ukradkiem śledząc ruch bruneta w stronę ich stolika
- Poznaliśmy się kilka dni temu. - Quatrin wzruszył ramionami - Całkiem spoko gość.
- Cześć wszystkim.- podchodząc do stolik chłopak spojrzał na wszystkich, na chwilę dłużej zawieszając swój wzrok na blondynce, dziewczyna dostrzegła w jego mimice minimalny grymas - Dzięki, że miejsce, patrzę, że znalezienie skrawka stołu dla siebie, graniczy w tej szkole z cudem.
- Już nie musisz się o to martwić. Od dzisiaj siedzisz z nami, tego stolika nikt nigdy nie rusza. - Zac zaśmiał się głośno - Wiedzą, że ten stół jest dla ludzi wyjątkowych, takich jak my. Chłopaków już znasz, ale poznaj jeszcze Emily, moją dziewczynę - Quatrin objął wątłe ciało dziewczyny swoim ramieniem i przyciągając ją do siebie złożył pocałunek na jej policzku
Znowu to zrobił. Traktował ją jak swoją własność, jak przyjemny dla oka okaz i na każdym kroku, swoim zachowaniem, pokazywał jej jak i otoczeniu, że jako jedyny ma do niej prawo.
- Zapominasz jeszcze o mnie, Trevor Montgomery - wysoki, postawny chłopak wyciągnął w jego stronę dłoń - Witaj w paczce, Brad. My tylko wyglądamy na groźnych, ale w rzeczywistości wszyscy nas lubią.
- Udają, tylko. - blondynka teatralnie przewróciła oczami uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła prawą dłoń w jego stronę  - Emily, chodzimy razem na historię.
- Tak, wiem. - zawahał się przez krótką chwilę, jednak w końcu podał jej swoją rękę
Miał zadziwiająco delikatny uścisk, a kiedy ich palce na kilka sekund się spotkały, blondynka poczuła przyjemne mrowienie w okolicach brzucha.
- Jest jeszcze jedna dziewczyna z nami. Emily nie jest rodzynkiem. -  Trevor posuwając się w bok zrobił Bradowi miejsce obok siebie - Jenny, poznasz ją na następnej przerwie i coś mi się kolega wydaje, że jak Cię pozna to tak łatwo ci nie odpuści, przystojniaczku. - jego śmiech rozniósł się echem po stołówce.
Mimo, że zagadywał rozmową nowo poznanego kolegę to jednak dyskretnie rozglądał się po szkolnej stołówce. Liczył, że w tłumie tych wszystkich dzieciaków odnajdzie rudowłosą siostrę Emily. Od ich pierwszego spotkania próbował ją spotkać na szkolnym korytarzu, ale Layla albo skutecznie go unikała albo on po prostu nie miał szczęścia do tego aby ją znaleźć. Chciał ją bliżej poznać. Była taka inna od tego tłumu, który go otaczał. Miała pasję, gdy mówiła o łyżwiarstwie figurowym jej oczy świeciły niczym dwa diamenty. W końcu ją dostrzegł. Siedziała przy stoliku pod ścianę z jakąś brunetką w okularach. Uśmiechała się i pakowała swoją torebkę i potem wstała by razem z koleżanką opuścić pomieszczenie. Postanowił skorzystać z okazji i zagadać z nią. Wiedział, że potem znowu minie kilka dni nim na nią wpadnie. Emily nie chciał o nią wypytywać.
- Ja spadam. Muszę jeszcze zajrzeć do szafki przed fizyką - powiedział Trevor i wstał z krzesełka.
- Od kiedy ty taki pilny uczeń? Może odłóż rakietę od tenisa i włóż okularki kujonki - powiedział sarkastycznie Zac.
- Pieprz się - warknął w jego stronę i posłał mu ostre spojrzenie.
Montgomery poszedł w kierunku wyjścia, gdzie przed chwilą zniknęła rudowłosa dziewczyna. Nie tylko Emily Zac działał na nerwy. Trevora też coraz bardziej irytował. Najchętniej zamknąłby ten jego cwaniaczkowaty dziób pięścią, ale nie zamierzał z jego powodu zrujnować sobie kariery. Idąc korytarzem i mijając uczniów wypatrywał Layli. W końcu zastał ją stojącą przy szafce. Chowała jakieś książki ze swojej torby, gdy łokciem potrąciła ją jakaś dziewczyna. McAdams pokręciła tylko głową na głupi śmiech nieznajomej i zaczęła zbierać swoje rzeczy, które jej wypadły. Trevor od razu podbiegł do najbliżej jego leżącego pudełeczka i podniósł je. Podszedł do Layli i z uśmiechem podał dziewczynie zgubę.
- To chyba twoje - powiedział.
- Dzięki. To pióro od taty. Wiele dla mnie znaczy - powiedziała z uśmiechem i schowała etui do torby.
- To dobrze, że nie poleciało dalej.
Przyjaciółka Layli patrzyła na scenę z szeroko otworzonymi oczami. Stella nie wierzyła w to co widzi, a przede wszystkim nie miała pojęcia skąd rudowłosa zna tego Trevora. Przecież większość dziewczyn w szkole dałaby się pociąć za to by posłał do nich chociaż nikły uśmiech, a on z nią rozmawiał. Layla za to wydawała się wcale nie być skrępowana, że szkolny przystojniak właśnie na nią zwrócił uwagę. Stella wiedziała, że dziewczyny za nim mdleją, ale że on ma poukładane w głowie i nie leci na każdą, gdy się z kimś wiązał to było to prawdziwe i szczere.
- Dokładnie - pokiwała głową.
- Co teraz masz za lekcję? - spytał, chcąc przedłużyć moment rozmowy z dziewczyną.
- Matmę - westchnęła.
- Chyba za nią nie przepadasz, co? - spytał ze śmiechem widząc jej minę.
- Nie bardzo. Nie wszystko rozumiem, ale tata sporo rzeczy mi tłumaczy, więc jakoś sobie z nią daję radę.
- Jakby coś to mogę zaoferować też swoją pomoc.
- Ty? - spytała zaskoczona Layla.
- Tak - pokiwał głową. - Nie chcę się chwalić, ale jestem całkiem niezły.
- Może kiedyś skorzystam - powiedziała zamyślona.
- Muszę iść, bo zaraz mam fizykę, ale może jutro przysiądę się do ciebie na przerwie w stołówce, co?
- Jeśli tylko chcesz - wzruszyła ramionami. - Wiem, że siedzisz z tym półgłówkiem Zackiem, a on nie lubi jak ktoś go zostawia.
- Będzie musiał to przeżyć. Więc do jutra - uśmiechnął się do niej i pobiegł w zupełnie innym kierunku.
- Co… On... Ty… - Stella próbowała zebrać słowa w zdanie.
- Oddychaj - doradziła jej Layla i zamknęła szafkę.
- To był ten Montgomery?
- Ja innego nie znam.
- I ty mówisz to tak spokojnie?!
- Uspokój się! To tylko Trevor, nie ma co się spinać - powiedziała Layla.
- Połowa dziewczyn dałaby się pociąć za taką rozmowę, a ty tylko wzruszasz ramionami? - Nie dowierzała Stella.
- Widocznie nie należę do tej połowy. Poznałam go jak przyszedł robić do Emily projekt na fizykę.
- Jesteś nienormalna.
- Żebyś ty mi to pierwsza mówiła… - zaśmiała się McAdams.
Layla, tak naprawdę bardzo dobrze trzymała emocje na wodzy. Nie chciała sobie nic obiecywać po tej rozmowie. Polubiła go od razu i nawet się jej spodobał, ale nie chciała robić sobie nadziei na cokolwiek więcej. W końcu należał do paczki Zacka, a to nie wróżyło niczego dobrego. Nie chciała dać się wciągnąć w to denne towarzystwo. Chociaż sam Trevor wydawał się zupełnie innym niż jego koledzy, a przynajmniej odnosiło się wrażenie, że ma w głowie mózg i od czasu do czasu go używa.

niedziela, 5 lutego 2017

Rozdział 6 - Co, gdybym powiedziala Ci że to wszystko było przeznaczeniem, uwierzyłbyś mi?


Brad siedział znudzony na lekcji historii i zirytowany przewracał oczami. Ten temat przerabiał dokładnie przed opuszczeniem swojej poprzedniej szkoły. Beznamiętnie stukając długopisem o blat swojego stolika intensywnie wpatrywał się w zegar wiszący tuż nad tablicą. Tak bardzo nie chciał tutaj być. Ci wszyscy ludzie, nauczyciele doprowadzali do szału. Najchętniej w ogóle by tutaj nie przychodził. Niestety, rodzice postawili na swoim i jak na razie był zmuszony słuchać się ich i robić to co do niego należało… ale do czasu, po uzyskaniu pełnoletności z pewnością nie będzie więcej się tutaj kisił. 
Jego wzrok mimowolnie powędrował na siedzącą w rzędzie obok blondynkę. Wpatrywała się w nauczyciela historii jak w jakieś bóstwo, a każdą jak się domyślał, nową informację zapisywała skrzętnie w zeszycie i kiwała ze zrozumieniem głową. Irytowała go. Miała zarozumiały wyraz twarzy. Na dodatek trzymała się z tym całym Quatrinem, którego też nie cierpiał. Zastanawiał się nawet co ona w nim widzi. Była zdecydowanie spokojniejsza niż ten pozer. Pokręcił głową i przekartkował ze zniecierpliwieniem książkę do historii. To wszystko było banalne. 
Zniecierpliwiony po raz kolejny spojrzał na zegarek. Jego wskazówki jak na złość przesuwały się tak powoli, że sam Brad odnosił wrażenie iż ugrzązł w czasie. Głośno wzdychając ponownie przeniósł wzrok na siedzącą w rzędzie obok blondynkę. Była nawet ładna. Może nie do końca w jego guście, ale wcale się nie dziwił się dlaczego ten dupek Zac na nią poleciał. Jeśli ona miała podobny charakter jak ten pseudo piękniś to naprawdę do siebie pasowali.
Ziemia do pana Nortona. Czy pan Norton mnie słyszy?
Pełen pogardy głos historyka wyrwał chłopaka z natłoku własnych myśli. Lekko kręcąc głową Brad spojrzał wyczekująco na nauczyciela. Ze zdziwieniem zauważył, że również blondynka, na którą wcześniej zwrócił uwagę, z zainteresowaniem mu się przygląda.
- Pan Norton chyba uważa, że nasze spotkanie, za niezwykle nieciekawe, prawda? Myśli pan o niebieskich migdałach czy jak? 
- Słucham? - chłopak odkasłując wyprostował się - Przepraszam, lekko się zamyśliłem.
- Zauważyłem - mężczyzna z nieukrywaną radością sięgnął po długopis leżący na blacie biurka - Ale mam nadzieję, że ustna odpowiedź sprawi, że szanowny pan Norton wróci na ziemię, a nie będzie bujał w obłokach.
Palant.
Uśmiechając się lekko chłopak uważnie przyjrzał się nauczycielowi. Na pierwszy rzut oka można była zauważyć, że swój zawód mężczyzna wykonywał raczej z przymusu niż z przyjemności. Nie znosił swoich uczniów i to naprawdę można było wyczuć.
Jeśli pan profesor ma taką zachciankę, to proszę mnie pytać.
Brad nigdy nie krył się ze swoim stylem bycia. Do tej pory, jeszcze żaden pedagog nie był w stanie zaciekawić go na tyle, aby z czystej ciekawości rozbudzonej na lekcji sięgnąć głębiej do książek. Uczył się dla siebie, to prawda, ale miał wrażenie, że mimo wszystko robił to jednak z przymusu niż z czystej przyjemności.
- Żarty się pana trzymają, panie Norton. Zobaczymy, czy zaraz również będzie się pan tak uśmiechał, jak wstawię panu niedostateczny. 
- Skąd pan profesor wie, że taką ocenę mi wstawi. Jakąś kobieca intuicja czy jak? 
Emily, była zaskoczona, że ktoś tak może odzywać się do nauczyciela. Miała wrażenie, że prowadzący zajęcia za chwilę eksploduje. Norton sobie zdecydowanie za dużo pozwalał. Już dawno powinien zostać wyrzucony z sali zajęć. Z lekkim zaciekawieniem dziewczyna przyglądała się dalszemu rozwojowi całej sytuacji.
Skoro z pana taki żartowniś. To może zagramy w grę, panie Norton? Jeśli odpowie pan poprawnie na moje pytanie daruję panu nieuwagę i nie pociągnę pana do odpowiedzialności za dzisiejsze zachowanie, zgoda? 
Przyjmuję wyzwanie.
Nie miał powodu, żeby nie zaryzykować. Już i tak miał wrażenie, że wystarczająco podpadł nauczycielowi, a triumfalny uśmieszek blondynki tylko jeszcze pobudzał go do działania. Odniósł wrażenie, że dziewczyna była przekonana, że nie podoła tej nietypowej propozycji, ale jej niedoczekanie. W końcu gdyby nie wygrał nie nazywałby się Brad Norton.
A więc panie Norton, niech pan mi odpowie, co kiedy i co było początkiem operacji Overlord?
Prawa dłoń blondynki od razu powędrowała ku górze dając znak zarówno nauczycielowi jak i reszcie klasy, że doskonale zna odpowiedź na to pytanie. Dziewczyna była pewna, że Brad się zbłaźni… no, ale cóż…
Chodzi profesorowi o lądowanie wojsk alianckich w Normandii, które miało miejsce 6 czerwca 1944 pod dowództwem generała Eisenhowera? W sumie często termin Operacja Overlord jest błędnie utożsamiany z samym tylko lądowaniem wojsk sprzymierzonych na plażach Normandii w dniu 6 czerwca. W rzeczywistości obejmowała ona blisko trzymiesięczne działania wojenne toczone na obszarze północno-zachodniej Francji do końca sierpnia 1944 roku.
Chłopak z uśmiechem przypatrywał się zaskoczonym minom zarówno nauczyciela jak i wyniosłej blondynki. Wygrał… jak zwykle...

TEN SAM DZIEŃ - KILKA GODZIN PÓŹNIEJ
Layla, siedziała na kanapie w salonie i oglądała jakiś serial. Miała całe mieszkanie dla siebie. Przyrodnia siostra po szkole miała spotkanie ze swoim chłopakiem, a matka i ojczym wybrali się na romantyczny obiad tylko we dwoje. Miała chwilę dla siebie i swoich myśli. Zresztą ostatnio jej relacje z rodzicielką dalekie były od idealnych. Kością niezgody cały czas była chęć przejścia na całkowite zawodowstwo w łyżwiarstwie figurowym. Layla wcale nie zamierzała ustąpić, a Monica postanowiła zrobić wszystko by dziewczyna ukończyła szkołę, a pasja pozostała tylko rozrywką. 
Wsparcie w ukochanym ojcu nie dawało jej wielkiej pociechy. Wiedziała, że prędzej czy później ojciec spojrzy na nią z troską i miłością i poprosi ją by odpuściła. Mark nie chciał żeby Monica nienawidziła go jeszcze bardziej. Co prawda to on powinien mieć do niej większy żal, ale wychodziło na to, że kobieta cały czas go o coś obwiniała. Dla Layli ta cała sytuacja była coraz gorsza. Rodzice odnosili się do siebie niechętnie, a mama chciała żeby traktowała ojczyma jak kogoś  bliskiego. Nie umiała polubić Davida tak jak Emily polubiła jej mamę. Emily żywiła do brunetki zdecydowanie inne uczucia, kobieta zastępowała jej w jakiś sposób rodzicielkę, której nigdy nie poznała. Layla miała ojca. Kontaktowała się z nim. Kochała go. Uważała, że naprawdę relacje jej i Davida są co najmniej przyzwoite. Nie kłócili się, ale szanowali. Chociaż chciała to nie była w stanie dać z siebie więcej. Jej ojciec miał na imię Mark, a nie David. 
Ubrana tylko w lekką koszulkę i krótkie szorty rozłożyła się na całej kanapie. Dzień bez treningu spędzała właśnie w taki sposób - na lenistwie. Nie spodziewała się powrotu nikogo do kolacji. Pokręciła głową tylko na kolejne perypetie swoich ulubionych bohaterów. Spokojny relaks przerwał nagle dzwonek do drzwi. Rudowłosa westchnęła i wstała z kanapy. Była pewna, że to jej siostra zapomniała kluczy od mieszkania. Aby wejść do budynku należało znać tylko kod, to samo tyczyły windy. 
Oj, Emily… Kiedyś zapomnisz własnej gło… - urwała w połowie, bo jej ciemnym oczom ukazała się postać wysokiego blondyna, którego kojarzyła ze szkolnych korytarzy. Gdzieś coś jej majaczyło, że należał do paczki blondynki. 
Cześć… Znaczy…. Ja nie jestem Emily - wydukał chłopak równie speszony jak i ona. 
Widzę - pokiwała głową dziewczyna. 
Chociaż nie przeczę, że właśnie jej szukam. - uśmiechając się nerwowo chłopak włożył dłonie do kieszeni spodni - Ale widzę, że ty też nie jesteś Emily.
Jestem jej siostrą. Emily nie ma. Z tego co wiem to poszła, gdzieś z tym półgłówkiem Zackiem. 
Blondyn, mimo ogromnych chęci nie mógł ukryć rozbawienia. Spoglądając zaciekawiony na dziewczynę mimowolnie zlustrował ją wzrokiem od stóp do głowy, z nadzieją, że jego zachowanie nie będzie aż tak widoczne.
To niedobrze. Byliśmy umówieni na to wspólne robienie projektu, a teraz w sumie nie wiem co mam zrobić. Wiesz, kiedy Emily będzie w domu? 
Nie wiem - pokręciła głową. - Poczekaj, spróbuję do niej zadzwonić. - Cofnęła się do salonu, skąd wróciła z komórką przy uchu. - Ma wyłączony telefon. Może chcesz na nią poczekać? Nie powinna wrócić późno - uchyliła szerzej drzwi. 
Nie chcę sprawiać kłopotu. - jeszcze bardziej wpychając dłonie do kieszeni spodni chłopak nieśmiało na nią spojrzał - Poza tym nawet się nie przedstawiłem! - zdając sobie sprawę z własnego gapiostwa blondyn lekko stuknął się otwartą dłonią w czoło - Jestem Trevor. Trevor Montgomery, chodzę razem z Emily do tej samej grupy na fizyce.
Layla McAdams. Nie będziesz przeszkadzał. Może mojej zapominalskiej siostrze szybko się przypomni, że umówiła się z tobą, a nie z tym idiotą. 
Odnoszę wrażenie, że chyba bardzo nie lubisz Zaca, zgadłem? 
To i tak lekkie określenie - zaśmiała się. 
A więc już coś nas łączy. - odwzajemniając gest, chłopak mimowolnie się rozluźnił - Jeśli twoja propozycja jest nadal aktualna, to z przyjemnością poczekam z tobą na Emily i tak nie mam nic do roboty.
Jasne. Wchodź - odsunęła się, a potem zamknęła za nim drzwi. - Chcesz coś do picia? 
Jeśli to nie będzie kłopot to poproszę wodę. - wchodząc do środka Trevor nie mógł oprzeć się pokusie rozejrzenia się po mieszkaniu; już z zewnątrz dom wydawał mu się być okazałym, a wnętrze tylko potwierdziło jego przekonanie - Chodzisz do naszej szkoły? Nigdy cię u nas nie widziałem.
Jestem tą siostrą z mniejszym temperamentem i zazwyczaj trzymam się na uboczu - odpowiedziała, gdy wróciła z kuchni z dwiema szklankami wody. - Za to, ciebie już pamiętam. Jesteś synem tego senatora Montgomery’ego, tak? 
Mam wrażenie, że moja sława mnie wyprzedza. - lekko wzruszając ramionami chłopak wziął od dziewczyny napój, rozmowa o ojcu nigdy nie przychodziła mu łatwo, zawsze miał wrażenie, że inni rozmawiają z nim tylko po to, aby zasłużyć sobie na pięć minut sławy u jego boku - Chociaż nie chciałbym być kojarzony jako syn senatora. 
Jasne. Rozumiem. - Usiadła na wolnym fotelu. Dopiero zdała sobie sprawę, że ma bardzo głęboki głos. Drżała za każdym razem, gdy się odezwał. Nie dziwiła się, że połowa dziewczyn z jej szkoły za nim szalała. 
Blondyn przez chwilę zastanawiał się gdzie usiąść. W końcu zajął miejsce na kanapie, tuż naprzeciwko rudowłosej dziewczyny. Był zdziwiony tym, że chodzi razem z nim do jednej szkoły. Nigdy wcześniej jej nie widział, a odnosił wrażenie, że Layla należy do tych dziewcząt, które bardzo łatwo zapadają w pamięć.
Naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego wcześniej się nie spotkaliśmy.
Widać nie rzucam się w oczy - wzruszyła ramionami. 
Albo to ja źle do tej pory patrzyłem. -  chłopak zaśmiał się głośno - Naprawdę, kolor twoich włosów, zdecydowanie wyróżnia cię w tłumie.
Dzięki - zarumieniła się lekko. - Słyszałam od Emily, że masz szansę na grę w turnieju w naszym mieście. Wielki Szlem, tak? 
Mam taką nadzieję, ale wszystko rozstrzygnie się w najbliższych dniach, chociaż ja oczywiście bardzo chciałbym tam zagrać.
Pewnie ci się uda - uśmiechnęła się lekko. 
Zobaczymy. Interesujesz się tenisem, tak? 
Nie bardzo. Ja trenuje łyżwiarstwo figurowe. 
Zawodowo? - szczerze zainteresowany tym faktem chłopak spojrzał uważnie na dziewczynę 
Chyba tak… Znaczy nie startowałam nigdzie, ale zastanawiam się nad tym. 
Muszę się przyznać, że coraz bardziej mnie intrygujesz. 
Dzięki - zarumieniła się. 
Nie ma za co, za prawdę nigdy nie trzeba dziękować. - lekkość z jaką prowadził rozmowę z dziewczyną zadziwiała samego chłopaka 
Nigdy nie był typem playboya i łamacza serc. Odnosił wrażenie, że w kontaktach damsko-męskich brakowało mu takiej nutki zadziorności i większej pewności siebie. Niemniej jednak teraz, siedząc w obcym salonie, naprzeciwko bardzo ładnej, młodej dziewczyny nie czuł się jakoś mocno skrępowany.
Trevor już chciał się o coś zapytać, kiedy usłyszał, że drzwi którymi nie tak dawno wszedł, otworzyły się zamaszyście. Dźwięk rzucania jakiegoś ciężkiego przedmiotu na podłogę sprawił, że rudowłosa zaśmiała się głośno.
Idzie huragan, a więc Emily, łaskawie wróciła do domu. - odpowiedziała widząc zaskoczoną minę chłopaka
Jestem! - jakby na potwierdzenie słów przyrodniej siostry blondynka odkrzyknęła z przedpokoju - Na początku chcę dużego steka, a potem już tylko niech mój prywatny niewolnik masuje i karmi mnie winogronami. I nie ma mnie dla nikogo! 
No to chyba zapomniałaś o projekcie! I sądziłam, że ten pseudo-chłopak cię zabrał na obiad - dodała Layla. 
Obiad?! Zamówił mi sałatkę z samymi warzywami i ty to nazywasz obiadem?! I o jakim projekcie do cholery mówisz?! - wchodząc do pokoju wzrok dziewczyny od razu powędrował na szczerze rozbawionego chłopaka siedzącego wygodnie w ich salonie - Trevor?! Boże to na dzisiaj się umówiliśmy?! 
Widać twój facet uważa, że jesteś za gruba - zaśmiała się rudowłosa. - Wyjaśnijcie wszystko sobie, a ja idę do siebie - wstała z fotela. 
Widzę, że już poznałeś moją wredną siostrę, Trevor. - przewracając oczami blondynka uśmiechnęła się szeroko - Zaraz zabierzemy się za ten projekt tylko najpierw zjem! Też masz na coś ochotę?
Nie, ja jadłem już - odparł i odprowadził Laylę wzrokiem. 

niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział 5 - Nic nie jest niemożliwe, choć są dni, gdy trudno uwierzyć w to


Nienawidził Nowego Jorku. Nienawidził tej przeklętej szkoły i rodziców, przez który musiał to wszystko znosić. Czuł się jak jakiś wyrzutek. Wszyscy uczniowie patrzyli się na niego wilkiem i szeptali sobie do uszu gdy tylko Brad ich mijał. Z pewnością był dla nich swojego rodzaju atrakcją, w końcu pochodził z innego miasta! Już sam fakt, jego przeprowadzki dawał ludziom ogromne pole do popisu. Siedząc na stołówce udawał, że nie słyszy jak ktoś za nim szepce o rzekomych powodach, dla których znalazł się u nich. Sam już nie wiedział czy miał się śmiać czy wściekać, gdy jakaś niepozorna okularnica z aparatem na zębach sepleniła swojej przyjaciółeczce o tym, głoskach, że z poprzedniej szkoły został wyrzucony za dotkliwe pobicie swojego nauczyciela. Paranoja! Bard miał wrażenie, że jest jakąś małpą w cyrku – wystawiony przed wszystkimi mógł tylko biernie przyglądać się wszystkiemu temu co rozgrywało się dookoła niego. Oczywiście mógł się ze wszystkimi kłócić, mógł próbować się tłumaczyć, tylko po co? Nie miał ani na to siły, ani ochoty.
Siedząc na jednej z ławek stojących na szkolnym korytarzu chłopak oparł się wygodniej plecami o ścianę i nasuwając na uszy słuchawki, próbował całkowicie wyłączyć się z rzeczywistości. Muzyka zawsze znajdowała szczególne miejsce w jego życiu – pozwalała mu się wyciszyć, uspokoić i zapomnieć o wszystkich troskach, których ostatnio mu nie brakowało. Najchętniej chciałby stać się niewidzialny, aby nie musieć tylko czuć na sobie tych wszystkich ciekawskich spojrzeń. 
Upadek jakiegoś przedmiotu na jego nogę sprawił, że chłopak momentalnie „ocknął” się ze swoich rozmyślań. Otwierając oczy zobaczył przed sobą barczystego blond mięśniaka, którego wyraz twarzy nasunął Bradowi myśl o niezbyt rozgarniętym orangutanie. Obrzucając go jednym spojrzeniem brunet ponownie oparł się o ścianę.
- Ej, ty! – głos, który wydała z siebie stojąca przed Bradem kupa mięsa zdawał się zupełnie nie pasować do ogólnego wizerunku, lekko piskliwy, jakby jeszcze przed zakończeniem mutacji ton sprawił, że brunet nie mógł powstrzymać delikatnego uśmieszku – Mówię do ciebie!
Zsuwając z uszu słuchawki Bard spojrzał na mięśniaka
- Widocznie nie mówisz nazbyt głośno, bo ja tutaj na dole nic nie usłyszałem. 
- Uważaj na słowa nowy i podnieś mój zeszyt. – szydząc przez zęby blondyn skierował swój wzrok na nogi , pod którymi dopiero teraz Brad zauważył leżący skoroszyt, który wcześniej musiał „spaść” na jego stopy. 
- Powtórz, bo nadal nic nie słyszę. 
- Ponieść mój zeszyt!
Blondyn jeszcze bardziej podniósł głos, co nie mogło zostać pominięte przez bruneta. Wstając z miejsca Brad odważnie naparł swoim ciałem na mięśniaka nic sobie nie robiąc z tego, że ten przewyższał go o ładnych 10 centymetrów i ważył ze 20 kilogramów więcej.
- Jeśli to jest twój zeszyt to go sobie ponieś sam.
- To ty masz mi go podnieść, raz!
- Coś ty powiedział?!  - tors Brada mimowolnie bardziej naparł na blondyna – Odszczekaj to, już!
- Nie kicaj, nowy. Bo połamiesz sobie nóżki.
To był impuls. Wkładając w to całą swoją siłę chłopak popchnął mięśniaka do tyłu, tak, że ten zaskoczony poleciał z impetem na stojące za nim szafki. 
- Ty debilu. – otrząsając się blondyn już kierował się na Brada, jednak w tym samym momencie ktoś wszedł pomiędzy nich
- Uspokój się Rick! – wysoki brunet zmierzył kolegę wzrokiem 
- Widziałeś co on zrobił?! Rzucił się na mnie, sam zaczął!
- Bo go wkurzałeś, głąbie! 
Brad oddychając płytko przyglądał się całej tej sytuacji nie wiedząc jak ma się zachować, dopiero po chwili jego „wybawca” odwrócił się do niego z delikatnym uśmiechem.
- Przepraszam za niego. Rick należy do tych ludzi, którzy trochę wolniej jarzą rzeczywistość. Mam nadzieję, że nie będziesz długo o tym pamiętał. 
- Jasne.  – wciąż lekko zaskoczony Brad sugestywnie poprawił swoją bluzę – Nie ma problemu.
- Jestem Zac. – chłopak wyciągnął w jego stronę dłoń
- Brad. – odwzajemniając gest brunet uważnie obserwował nowego kolegę
- To ty jesteś ten nowy, tak? Ten, którego wywalili z ostatniej szkoły bo pobił nauczyciela?
- Powiedzmy. 
- Jeśli masz ochotę to zapraszam do naszego stolika na stołówce. Poznasz resztę paczki, co Ty na to?
- Jasne, na pewno skorzystam.
Brunet uśmiechnął się lekko w stronę Zaca. Czuł się lepiej niż jeszcze kilkanaście minut temu. Miał nadzieję, że nowa znajomość pozwoli mu jakoś przetrwać te długie miesiące w szkole. Nie liczył na żadną przyjaźń, chciał jedynie przynależeć do jakieś grupy i w końcu nie być „tym nowym”, „odludkiem”. 
- Na pewno skorzystam.

TYMCZASEM
Siedząc przy kuchennym stole David z uśmiechem przyglądał się Monice. Była naprawdę piękną kobietą o delikatnych i subtelnych rysach twarzy, o oczach, w które mógłby się wpatrywać godzinami i ustach tak kuszących i namiętnych, że nie mógł oprzeć się pokusie pocałowania małżonki. Nigdy nie podejrzewał, że po śmierci Dory będzie w stanie pokochać do szaleństwa jakąkolwiek kobietę. Ale właśnie wtedy los zrobił mu ogromnego psikusa i postawił na jego drodze Monice, koleżankę z pracy, która w rekordowym tempie zawładnęła jego sercem i duszą. Brunetka była dla niego oparciem, najlepszą przyjaciółką, wspaniałą kochanką i jego wielką miłością. Patrząc na ich związek z perspektywy czasu David śmiał się sam ze swojego zachowania, kiedy to na samym początku ze strachu przed tym, co pomyśli o nim jego córka, chciał zakończyć ten związek. Na szczęście postanowił zawalczyć o swoje uczucia i teraz był jednym z najszczęśliwszych mężczyzn pod słońcem. 
- Cholera jasna. – ciche przekleństwo Monici wyrwało Davida z toku własnych rozmyślań – Pieprzona patelnia. Oparzyłam się.
Podchodząc do kobiety mężczyzna delikatnie uniósł jej dłoń do swoich ust i złożył na opuszkach palców delikatny pocałunek.
- Do wesela się zagoi. – zażartował z rozbawieniem spoglądając w przepiękne, duże oczy Monicy
- Zabawne, wiesz? – kobieta lekko prychnęła wyswobadzając swoją dłoń z jego uścisku – Nie mam ochoty na żarty.
- Właśnie widzę. – mężczyzna opierając się plecami o kuchenny blat wyłączył gaz na kuchence poczym przeniósł swoje spojrzenie na żonę – Od tego spotkania z Markiem cały czas jesteś rozdrażniona. Powinnaś troszeczkę się zrelaksować.
- Ciekawa jestem czy ty byłbyś spokojny, gdyby Emilly na własne życzenie chciała zmarnować swoje życie?
- Kochanie, przerabialiśmy to już. – mężczyzna z uśmiechem lekko pokręcił głową – Zapominasz, że Layla jest już prawie dorosła i może sama decydować o swojej przyszłości. 
- Mówisz dokładnie tak samo jak jej ojciec. Jesteś z nim w jakieś cholernej zmowie? – oburzona brunetka w pośpiechu ściąga z siebie fartuszek, którym była przepasana – Uwzięliście się wszyscy na mnie czy jak? 
- Kotku, nikt się na cienie nie uwziął. Znasz doskonale swoją córkę, wiesz, że nawet jeśli zwiąże swoje życie z łyżwiarstwem, to nie zrezygnuje ze szkoły. Nadal będzie dobrą uczennica, jestem tego pewien.
- Nie można uczyć się i jednocześnie rozbijać się po turniejach rozgrywanych w całym kraju. Ja doskonale wiem jak to będzie wyglądać, David. Na początku Layla będzie się uczyć, ale potem będą coraz częstsze treningi, następnie coraz więcej występów, większa rozpoznawalność, a gdzie w tym wszystkim szkoła? Tak to właśnie będzie wyglądać, a po kilku latach kiedy kariera się skończy zostanie bez wykształcenia, bez studiów, bez niczego.
Podchodząc do Monici mężczyzna stanął tuż za nią i delikatnie objął ją w pasie opierając swoją brodę na jej ramieniu.
- Jesteś dla niej za surowa. Twoja córka to naprawdę inteligentna dziewczyna, wie, że w życiu liczy się coś więcej niż tylko kariera. 
Monica lekko spuszczając głowę westchnęła głośno. Instynktownie „kuląc się” w sobie mocniej naparła na ciało Davida, chcąc znaleźć w jego objęciach poczucie bezpieczeństwa, które zawsze jej zapewniał. Wiedziała, że mąż ma dużo racji, ale strach przed tym, że utraci swoją małą, kochaną Layle paraliżował ją. Dla niej córka zawsze jej uroczą księżniczką, z która razem piekły ciasteczka, bawiły się w dom, a wieczorami opowiadały sobie historię o walecznych rycerzach i pięknych królewnach. Nie chciała, aby okrutny świat sportu i tych wszystkich sportowców – celebrytów wchłonął w swoje szeregi Layle. Oczywiście wszystkim naokoło mówiła, że chodzi jej przede wszystkim o szkołę, ale to nie była do końca prawa.. Bała się, że chęć bycia jeszcze lepszą, popularniejszą i bardziej kasową gwiazdą zniszczy Layle, która stanie się tak samo nieczuła jak te wszystkie pseudo gwiazdeczki pozbawione moralnego kręgosłupa. 
- Nie chce jej stracić, David. – szepce cicho przymrużając powieki i z trudem powstrzymując łzy
Wiedziała, że musi być silna, że nie może się poddać. Chodziło w końcu o jej dziecko, nie mogła tak po prostu zgodzić się na to, żeby na Layla na własne życzenie zniszczyła swoje życie.
- Przecież jej nie stracisz. Wręcz przeciwnie pozwolisz jej rozwinąć skrzydła, spróbować czegoś o czym zawsze marzyła. Czemu nie chcesz jej na to pozwolić?
Gwałtownie odwracając się w stronę mężczyzny kobieta przybrała najbardziej surową minę na jaką mogła się zmusić w obecnej sytuacji.
- Myśl sobie co chcesz, Davidzie, ale ja i tak nie zgodzę się na ten chory pomysł z łyżwiarstwem. Nie i koniec. – wymijając bruneta Monica w pośpiechu wyszła z kuchni
Początkowo mężczyzna chciał za nią pójść, jednak stwierdził, ze jego żona potrzebuję teraz chwili tylko dla siebie, aby to wszystko mogła sobie w spokoju przemyśleć. To wszystko tylko wyglądało tak źle, David był jednak przekonany, że w końcu Monica sama dojdzie do wniosku, że nie powinna pozbawiać córkę marzeń.
- David? – słysząc delikatny, dziewczęcy głos za sobą mężczyzna uśmiechnął się delikatnie pod nosem
- Tak, Laylo? – odwracając się w stronę pasierbicy brunet spojrzał na nią czule – Coś się stało?
- Słyszałam twoją rozmowę z mamą i chciałam ci podziękować, że za mną obstałeś, ale nie musiałeś tego robić. Ja i takzostanę przy swoim i nie spocznę dopóki tego nie osiągnę…

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 4 - Poskładam nasze szepty w jeden ciepły krzyk, by nie uciekły nam by wysuszyły łzy


Layla jak co ranek szykowała się do szkoły. Swoje rude włosy uczesała w wysokiego kucyka. Do torby wrzuciła książkę i zeszyt z algebry, które wczoraj zabrała ze swojej szafki w szkole by odrobić pracę domową. Próbowała nie myśleć o tym, że jutro ma dać ostateczną odpowiedź Jasonowi. W sumie chciała spróbować swoich sił w zawodowstwie. Miała dość pochwał rodziców, trenerów czy przyjaciół. Chciała w końcu poznać opinię kogoś kto się naprawdę na tym zna. Wiedziała, że mama za nic na to się nie zgodzi. Nie chciała robić niczego wbrew jej woli. Kochała ją i wiedziała, że kobieta również ją kocha i chce dla niej jak najlepiej, ale przecież powinna mieć prawo do popełniania własnych błędów. Do tej pory była posłuszna wizji jaką przedstawiała jej rodzicielka. Jednak nadszedł moment, gdzie czuła, że musi się sprzeciwić. Wiedziała, że to nie będzie łatwe, ale dzięki temu, że po swojej stronie miała tatę czuła się na siłach by wygrać. 
- Layla, Emily śniadanie! – rudowłosa usłyszała krzyk swojej matki z kuchni. 
- Już idę – powiedziała bardziej do siebie niż do rodzicielki. 
Z biurka zgarnęła czarny zegarek z diamencikami i idąc przez hol założyła go na lewy nadgarstek. Weszła do kuchni i usiadła przy okrągłym stole na swoim stałym miejscu czyli na krześle przy oknie. Po jej prawej stronie siedział David, a po lewej Monica. Mężczyzna czytał gazetę, a Monica nalewała do kubków dziewcząt herbatę. Layla, nasypała do miseczki płatków i zalała je mlekiem. To było jej typowe śniadanie. Starała się dbać o swoją dietę by zbytnio nie przytyć i odpowiednio dbać o swoje ciało i organizm. 
- Layla, chyba musimy porozmawiać – zaczęła Monica. 
- O czym? – spytała dziewczyna. 
- O łyżwiarstwie. Naprawdę uważam, że nie powinnaś pchać się w ten cały świat sportowców. Powinnaś skończyć szkołę, pójść na studia, a łyżwiarstwo może dalej zostać pasją. 
- Monica… - powiedział David. Prosił żonę, by nie zaczynać tego tematu przy śniadaniu, by zostawiła to na wieczór. 
- David nie wtrącaj się – rzekła kobieta do męża. – Layla, po co ci to? – spytała. 
- Chcę w końcu się dowiedzieć czy jestem w tym rzeczywiście dobra jak wszyscy o tym mówią. Chcę się w końcu dowiedzieć tego od kogoś kto naprawdę się na tym zna – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. – Na dodatek z Jasonem bardzo dobrze mi się trenuje. Rozumiemy się. Nie jest łatwe znaleźć kogoś z kim jesteś w stanie wykonywać figury z piątej grupy. Dobrze o tym wiesz. – W tym momencie do kuchni również weszła Emily, która czując gęstą atmosferę bez słowa usiadła przy stole i zajęła się jedzeniem śniadania. Nie chciała się wtrącać. 
- Layla… nie zgadzam się na to – powiedziała Monica. 
- Wiem, ale ja już podjęłam decyzję. Chcę spróbować. Tata powiedział, że pokryje wszelkie koszty. 
- Layla czy ty mnie słuchasz? Twój ojciec robi to tylko po to, by przeciągnąć cię na swoją stronę. W ten sposób chce kupić twoją miłość a ze mnie zrobić wyrodną matkę. A ja chcę dla ciebie jak najlepiej. 
- Nie mów tak o tacie! Zachowujesz się tak jakby to on cię zostawił, a nie ty jego. Dlaczego nie potrafisz zaakceptować moich wyborów, tak jak ja zaakceptowałam to, że chcesz być z Davidem? Nic nie powiedziałam. A ty jak zwykle masz jakiś problem z moimi wyborami. 
- Chce cię uchronić od błędu.
- Pozwól mi je popełniać! Nie będę żyła cały czas tak jak chcesz. Idę do szkoły – powiedziała Layla.
- Jeszcze nie skończyłam. 
- Ale ja tak – Layla, wyszła z mieszkania i zbiegła po schodach.
Emily, patrzyła zdezorientowana na swojego ojca i swoją macochę. Od kilku dni w ich domu nie było innego tematu tylko łyżwiarstwo figurowe Layli. Rozumiała to, ale zaczynało ją to męczyć. Lubiła Monicę. Zastępowała jej matkę. Dzięki niej zaznała matczynej miłości. Chociaż namiastki tego uczucia. Jednak nie rozumiała jej uporu w kwestii sportu Layli. Uważała, że skoro jej przyrodnia siostra chce spróbować czegoś nowego to należy jej na to pozwolić. Na dodatek Ruda naprawdę była dobra w tym co robi. Wkładała w to całe swoje serce. Blondynka czując nerwową atmosferę przy stole szybko zjadła śniadanie i żegnając się z dorosłymi wyszła z mieszkania. Na dole czekał już na nią Zac, z którym przywitała się buziakiem w policzek. Idąc ulicami Nowego Jorku rozmawiali o zajęciach w szkole, o wszystkim. Jednak dla Hiddleston ciągłe przechwałki chłopaka zaczynały być męczące. Z wielką ulgą przyjmowała fakt kiedy to dołączali do nich ich pozostali przyjaciele. 
W szkole Emily rozglądała się za siostrą. Ich szafki znajdowały się w zupełnie innych częściach budynku. Jednak idąc szkolnym korytarzem zauważyła znajome rude włosy. Layla, stała przy swojej szafce i rozmawiała z Jasonem. Coś mu zawzięcie tłumaczyła, a on słuchał jej uważnie. Po chwili jednak jego twarz rozpogodził uśmiech i przytulił mocno do siebie swoją partnerkę. Dosłownie dwa kroki obok pary jakiś wysoki brunet usilnie próbował, otworzyć swoją szafkę, która jak na złość się zacięła. Pod nosem rzucał różne przekleństwa. Blondynka doskonale wiedziała coś na ten temat. Jej również często przytrafiało się coś takiego. Jednak w postawie nowego chłopaka – co do tego Emily nie miała wątpliwości, że był nowy bo nigdy wcześniej go nie widziała, a należała przecież do najpopularniejszej paczki w szkole – było coś co jej zupełnie nie pasowało. Miała wrażenie, że jest to kolejny mięśniak, który chce się przed wszystkimi popisywać. Uniosła tylko do góry swoje niebieskie oczy i westchnęła ciężko. Szczerze zaczynała już wątpić w cały męski ród. 
Stojąc przy szafce Zaca i słuchając jakiejś durnej historyjki opowiadanej przez Jenny, która jak zwykle próbowała zrobić wrażenie na wszystkich chłopaka w paczce obserwowała Nowego. Dalej miotał się z szafką, aż w końcu zdenerwowany uderzył w nią całą siłą co sprawiło, że Layla podskoczyła jak oparzona. Zielone oczy przyrodniej siostry Emily obrzuciły chłopaka chłodnym spojrzeniem i razem Jasonem odmaszerowała w bardziej spokojne miejsce. Użycie siły jednak poskutkowało na martwy i uparty przedmiot, bo ustąpił, a chłopak mógł w spokoju włożyć do niego nowe podręczniki.