niedziela, 1 stycznia 2017

Rozdział 1 - ... chcemy brać co los nam daje, wciąż nie rezygnując z marzeń...


Niewysoka brunetka weszła do obszernego mieszkania. Schowała klucze do torebki i swoje kroki skierowała do kuchni. Z lodówki wyjęła butelkę wody, z której po odkręceniu upiła spory łyk. Zimny napój przyjemnie schłodził jej organizm. Usiadła przy obszernym stole i zagłębiła się w myślach. A miała nad czym się zastanawiać. Na minionym treningu jej partner Jason postawił sprawę jasno. Albo w końcu zaczną startować w jakiś turniejach, albo on po prostu szuka nowej partnerki. Layla, miała świadomość, że w łyżwiarstwie figurowym niezwykle ciężko jest znaleźć dobrego partnera czy partnerkę. Ona i Jason trenowali razem już trzy lata. Znali się dobrze i pasowali do siebie pod względem fizycznym. Co prawda Layla była od niego sporo niższa, bo ponad dwadzieścia centymetrów, ale przy zmianie parametrów oceniania nie miało to żadnego znaczenia. Wykonywali już figury i sekwencje z najtrudniejszej grupy czyli z grupy piątej. Wiele rzeczy mieli opanowane do perfekcji. Jason już od roku mówił, że chce przejść z treningów na zawodowstwo. Layla miała nadzieję, że kontuzja, której się nabawił parę miesięcy temu ostudzi jego zapał, ale stało się wręcz przeciwnie. Zaczął jeszcze bardziej nalegać, aż w końcu postawił sprawę na ostrzu nożna. McAdams uwielbiała łyżwiarstwo figurowe i była w tym naprawdę dobra. Jednak nie była przekonana czy chce wejść w to całe sportowe życie tak na sto procent lub więcej. Miała szesnaście lat i od dwunastu jeździła na łyżwach. Była w idealnym wieku by zacząć startować i próbować cokolwiek osiągnąć w tej dziedzinie. Na dodatek miała szkołę. Nie chciała być sportowcem bez dobrego wykształcenia. Czasami jedna kontuzja może zakończyć karierę, a co wtedy jeśli nie ma się nawet skończonego liceum? A łyżwiarstwo figurowe to w sezonie częste wyjazdy nawet na drugi koniec świata. Na dodatek jej mama była przeciwna całemu profesjonalnemu uprawianiu sportu. Z kolei ojciec dziewczyny był zdania, że warto spróbować.
 - W końcu jesteś w domu – dziewczyna nawet nie sądziła, że jej mama Monica jest w mieszkaniu. 
- Myślałam, że jeszcze jesteś w pracy – odpowiedziała Layla. Monica McAdams – Hiddleston była wysoką kobietą o smukłej figurze oraz falowanych włosach, które sięgały łopatek. Była posiadaczką czekoladowych oczu, które w genach przekazała córce. Tego dnia miała na sobie czarną sukienkę, przylegającą do ciała oraz białą marynarkę. Surowym wzrokiem patrzyła na swoją jedynaczkę. Dziewczyna od dobrych trzech godzin powinna być w domu. 
- Byłam w gabinecie swoim i Davida – usłyszała w odpowiedzi Layla. - Mogę wiedzieć czemu jesteś po czasie? 
- Byłam na obiedzie z tatą, a na dodatek trening się przedłużył – wyjaśniła spokojnie dziewczyna. 
- O ile wiem dziś nie jest piątek, a środa. 
- Mamo, o co ci chodzi? Mam się spotykać z tatą tylko w weekendy? Chcę ci przypomnieć, że to on jest moim tatą, a nie David. 
- Layla, są pewne terminy…
- Nie interesuje mnie to. Tata w weekend jedzie do Miami i nie może się ze mną widzieć, więc zabrał mnie dziś na obiad. 
- Mógł chociaż zadzwonić – zauważyła Monica. 
- Dzwonił. Ja też dzwoniłam, ale masz wyłączony telefon – wyjaśniła spokojnie Layla. 
- Ty też nie odebrałaś jak dzwoniłam, żeby dowiedzieć się gdzie jesteś. 
- Padła mi bateria. Mamo nie przesadzaj. Byłam z tatą, więc nie wiem o co ta cała awantura. Rozmawialiśmy o łyżwiarstwie i o tym, że powinnam z Jasonem przejść na zawodowstwo i zacząć startować w turniejach – wyjaśniła spokojnie młodsza McAdams. 
- Nie zgadzam się na to. Masz szkołę. Łyżwiarstwo to tylko pasja. Nie musisz od razu rzucać szkoły – zaprotestowała głośno Monica. 
- Ale ja nie rzucę szkoły. Chcemy jeździć na turniej w Ameryce. A one są głównie w weekendy. Zresztą jeżdżę już od dwunastu lat. Czas coś z tym zrobić – powiedziała Layla. 
- Nie zgadzam się – powiedziała stanowczo rodzicielka.
- Tata mnie popiera! Uważa, że powinnam spróbować, ale ty oczywiście masz inne zdanie tylko dlatego, że tata mówi tak. 
- Zagalopowałaś się.
- Jak zawsze. Zachowujesz się tak jakbym nie powinnam się z nim spotykać, a to on jest moim ojcem. To z tobą nie powinnam utrzymywać kontaktów, bo zniszczyłaś naszą rodzinę! – krzyknęła Layla i zniknęła w swoim pokoju, który był na końcu korytarza.
- Layla! Layla wracaj tu! – krzyknęła Monica. 
Kobieta westchnęła głośno. Ostatnio jej córka była nieznośna i częściej stawała za ojcem niż powinna. Kobieta dobrze wiedziała, że rozbiła swoje małżeństwo pakując się romans z Davidem. Wtedy niczego jej i Markowi nie brakowało. Kochali się, a pierwsza noc z Davidem była przypadkiem, z kolei następne to rodzące się uczucie. Szybko zdecydowała się, że nie chce być z ojcem jej dziecka i wyprowadziła się z Laylą do Davida. Mark próbował wywalczyć opiekę nad córką, ale ciągłe wyjazdy uniemożliwiły mu to. A Layla? Layla była jego oczkiem w głowie. Zakochał się w niej od momentu kiedy dowiedział się, że będzie miał córkę. Rozpieszczał ją i wychowywał za razem. Z kolei dziewczyna uważała, że ma najlepszego ojca na świecie i chciała z nim spędzać każdy dzień. Monica kolejny raz westchnęła. Layla była w ciężkim wieku, a to, że zaczęła rozumieć, czemu małżeństwo jej rodziców się rozpadło nie ułatwiało jej wychowania.

TYMCZASEM
- Jestem już! – wchodząc do mieszkania drobna, niska blondynka rzuciła w kąt swój stary, znoszony plecak i w pośpiechu ściągając buty ze zdziwieniem wsłuchiwała się w ciszę panująca w domu – Jest tu ktoś?
Delikatne szmery dochodzące z kuchni sprawiły, że Emily Rose Hiddleston, bo tak nazywała się owa dziewczyna, postanowiła sprawdzić któż taki się tam znajduje. Wchodząc do pomieszczenia blondynka zauważyła jak jej macocha, Monica, siedząc na jednym z kuchennych krzeseł, chowa twarz w dłoniach i cichutko płacze. Taki widok nigdy nie należy do miłych, tym bardziej, że Emily naprawdę lubiła drugą żonę swojego ojca. Kiedy jej biologiczna mama zginęła w wypadku samochodowym dziewczyna miała raptem trzy lata, a co za tym idzie nigdy na dobrą sprawę nie poznała kobiety, która dała jej życie. Monica w pewnym sensie zastępowała jej matkę, sprawiając, że blondynka, chociaż w niewielkim stopniu, nie musiała odczuwać piętna bycia pół-sierotą. 
- Monica? – podchodząc bliżej brunetki Emilly ostrożnie położyła swoją dłoń na jej ramieniu – Ty płaczesz? Coś się stało?
Kobieta wyczuwając obecność drugiej osoby, szybko wyprostowała się i szklanym wzrokiem spoglądając na przyrodnią córkę zmusiła się do delikatnego uśmiech.
- Cześć Emi, nie nic się nie stało. Coś wpadło mi do oka i nie mogłam się nie rozkleić. Ale już jest dobrze. Zaraz zrobię jakiś obiad tylko pójdę ściągnąć te służbowe ciuchy i założyć coś wygodniejszego.
Nie czekając na reakcję dziewczyny Monica wstała z miejsca i szybkim krokiem udała się w stronę sypialni, gdzie w jednym z kątów znajdowały się drzwi do pokaźnych rozmiarów garderoby. 
Odprowadzając kobietę wzrokiem blondynka westchnęła cicho po czym zgarniając z lodówki butelkę soku pomarańczowego sama udała się do swojego pokoju, jej osobistego królestwa, w którym zawsze panował, jak to sama określała, artystyczny nieład. Będąc w korytarzy i przechodząc obok sypialni swojej przyrodniej siostry Layli postanowiła zajrzeć do środka. Delikatnie pukając do drzwi blondynka czekała na jakieś zaproszenie ze strony rudej, jednak nie słysząc słowa zachęty delikatnie je uchyliła. Widząc jak dziewczyna, ze słuchawkami na uszach, leży na łóżku i zamkniętymi oczami delikatnie kołysze się w dźwięk, słyszanej tylko przez siebie, muzyki Emily Rose ostrożnie odsunęła się do tyłu, zostawiając siostrę samą. Znała ją na tyle dobrze, że wiedziała kiedy ruda nie życzy sobie niczyjego towarzystwa, a właśnie teraz taka chwila nastała. Poza tym blondynka nie należała do osób, które na siłę próbują zmuszać ludzi do zwierzeń – była przekonana, że kiedy tylko Layla będzie chciała porozmawiać z pewnością sama przyjdzie do jej pokoju. Pomimo tego, że obie dziewczyny różniły się jak ogień i woda to jednak dosyć szybko odnalazły wspólny język. Niemniej jednak ich początki nie były łatwe, kiedy w wieku jedenastu lat ojciec Emily – David, oraz matka Layli – Monica, pobrali się i zamieszkali razem ze swoimi córkami dziewczynki z premedytacją robiły sobie na złość, zabierając zabawki czy chowając ulubione sukienki.  Jednak, gdy obie zauważyły, że zdecydowanie lepiej bawić się we dwójkę zaczęły robić postępy w swoich relacjach i tak teraz, w wieku szesnastu lat, spokojnie mogły mówić, że są siostrami. Ich rodzice sami nie dowierzali, że tak odmienne charaktery umiały się dogadać – Layla taka cicha i spokojna była przeciwieństwem żywiołowej i spontanicznej Emilly. Ruda była bardzo wysportowana, blondynka z kolei nie cierpiała sportu. Słuchały innej muzyki, miały inny styl ubierania, czytały inne książki i oglądały zupełnie inne filmy, a mimo wszystko jedna za drugą byłaby w stanie skończyć w ogień. 
Wchodząc do swojego pokoju dziewczyna nie siliła się nawet na zamknięcie drzwi. Od razu dobiegając do lustra stojącego w kącie sypialni zebrała dłonią włosy związując je z tyłu gumką, którą miała przepasaną na nadgarstku. Z uśmiechem satysfakcji przyglądała się swojemu nowemu nabytkowi, który zrobiła sobie dzisiaj w jednym z nowojorskich salonów piercingu. Delikatne kółeczko umieszczone w górnej części ucha, na chrząstce, prezentowało się bardzo niegrzecznie – czyli dokładnie w jej stylu. Oczywiście, aby osiągnąć swój cel musiała posunąć się do niewielkiego podstępu i na zgodzie na kolczyk podrobić podpis swojego ojca, ale wiedziała, że gdyby poprosiła o podpisanie dokumentu przez Davida, to z racji tego, że mężczyzna był zagorzałym przeciwnikiem wszystkich ingerencji w swoje ciało, prędzej zgodziłby się na wcześniejsze małżeństwo niż piercing.
- Emi, wiesz może o co poszło Monice i Layli, bo wnioskując po tym, że obie siedzą zamknięte w pokojach pewnie się pokłóciły. 
Zdziwiona blondynka obejrzała się na próg swojego pokoju, w którym stał, wysoki, przystojny mężczyzna z brązowymi włosami i  w dobrze skrojonym garniturze.  Brunet podszedł bliżej i od razu zauważył małą błyskotkę w uchu córki, której dziewczyna nie zdążyła zasłonić włosami.
- No czyś ty oszalała, dzieciaku?! – David z dezaprobatą pokręcił głową – Co to ma być?
- Kolczyk? – uśmiechając się niewinnie blondynka spojrzała na ojca swoimi maślanymi oczami – Nie złość się na mnie, tatusiu. Wiesz, że jak tak lubię takie fajne rzeczy.
- Oszpecanie się na siłę uważasz za fajne?
- To tylko niewinny kolczyk, jest taki malutki, że zakrywając ucho włosami wcale nie będzie go widać. Poza tym gdybym ci o tym powiedziała, na pewno byś się na to nie zgodził.
- No pięknie nie dość, że po raz kolejny musiałaś zrobić jakąś głupotę to jeszcze mam rozumieć, że podrobiłaś mój podpis na zgodzie.  – David spojrzał groźnie na córkę 
- Ale i tak mnie kochasz, prawda tatusiu? – uśmiechając się dziewczyna przytuliła się do ojca delikatnie muskając swoimi wargami jego gładki policzek, ta sztuczka zawsze na niego działała
- Jestem zdecydowanie za delikatny względem ciebie, powinienem częściej dawać ci kary, za kolejne twoje wybryki.  – śmiejąc się brunet mocno przytulił córkę – Ale i tak cię kocham, nieznośna smarkulo.
Odwzajemniając gest blondynka z uśmiechem przymknęła powieki i mocno zaciągnęła się subtelnym zapachem ulubionych perfum Davida.  Ona też go kochała, najbardziej na świecie… 


***
Lady Spark i Tea znów razem w akcji, czy ktoś nas jeszcze pamięta? ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz